Site icon Portal informacyjny STRAJK

Amerykańskie ministerstwo wojny odsłania prawdziwą twarz? Publikuje na FB zdjęcia nazistowskich zbrodniarzy

Personel Pentagonu, który odpowiada za utrzymanie mediów społecznościowych tego urzędu miał naprawdę zły dzień. Albo, jak głosi polska mądrość ludowa – z obfitości serca usta mówią.

Zrzut ekranu z wpisem na profilu Departamentu Obrony, źródło: Twitter

Chodzi o skandaliczne wpisy na portalu społecznościowym Facebook pochodzące z oficjalnego konta Departamentu Stanu oraz kilku innych profili związanych z tą instytucją. Posty miały w założeniu mieć charakter rocznicowy i upamiętniać ważne dla amerykańskiej armii wydarzenie z okresu drugiej wojny światowej – Bitwę o Ardeny.

Otóż na tę okoliczność specjaliści od mediów społecznościowych Pentagonu udostępnili koloryzowaną fotografię nazistowskiego zbrodniarza wojennego Joachima Peipera.

Znany również jako Jochan Peiper był Niemcem, oficerem SS i Waffen SS. Pewną ciekawostką w życiorysie wojskowym Peipera jest kwestia sądu dotyczącego masakry amerykańskich jeńców w Malmedy (niedalego Liège w Beglii) i miejscowych cywili. Dokonało jej Kampfgruppe Waffen-SS drugiej połowie grudnia 1944 r. Ten brutalny incydent miał miejsce w czasie niemieckiej kontrofensywy w Ardenach. Peiper został oskarżony o sprawstwo kierownicze tej zbrodni i wziął na siebie całą odpowiedzialność podczas rozprawy przed amerykańskim sądem wojskowym w 1946 r. w

Zrzut ekranu z wpisem na profilu 10. Górskiej Dywizji Armii USA, źródło: Twitter

Dachau. Skazano go na śmierć. Jednak bardzo szybko okazało się, że decyzja amerykańskich mundurowych sędziów była pochopna. Okazało się bowiem, że prokuratorzy posłużyli się nieprawdziwymi relacjami i fałszywymi dokumentami. Wzbudziło to protesty nawet wśród niemieckiej opinii publicznej. Wobec takiego rozwoju sytuacji śledztwo przejęła specjalna komisja senacka w Waszyngtonie. W jego toku wykazano bardzo wiele uchybień procesowych, w związku z czym karę śmierci zamieniono na karę dożywotniego więzienia. Joachim Peiper podczas procesu wziął na siebie odpowiedzialność za wydarzenia z okolic Malmedy, chcąc chronić swoich podwładnych, chociaż nie miał pojęcia o ich działaniach, a sam on znajdował się w dniach gdy przeprowadzano tę brutalną pacyfikację zupełnie gdzie indziej. Został zwolniony z więzienia przedterminowo w 1956 r. Później pracował w Porsche, skąd jednak zwolniono go na skutek protestów związków zawodowych. Nie mogąc znaleźć zatrudnienia w RFN z powodu swojej nazistowskiej przeszłości, na początku lat 70. osiedlił się w północno-wschodniej Francji, w prowincjonalnej miejscowości Treves. Na szczęście i tam długo nie cieszył się spokojem. W 1974 r. został rozpoznany podczas zakupów w sklepie przez francuskiego komunistę. Działacze komunistyczni nakazali mu opuszczenie Francji i grozili śmiercią jeśli nie spełni ich żądania. Peiper odesłał rodzinę do Niemiec, ale sam pozostał w Treves. 13 lipca 1976 r., w przeddzień najważniejszego święta narodowego we Francji został zastrzelony, a jego dom podpalono. Sprawców nie wykryto.

Fotografia tego „bohatera” na profilu 10. Górskiej Dywizji i 18. Korpusu Wojsk Powietrzno-Desantowych Armii Stanów Zjednoczonych opatrzona była jakimiś zdumiewającymi podpisami, które utrzymane były narracji sympatii do nazistów.

„Inni byli pewni siebie. Wierzyli w Führera. Wierzyli swoim żołnierzom. Nie on.” – można było m. in. przeczytać na wskazanych profilach; cokolwiek miałoby to oznaczać. Co ciekawe PR-owcy od mediów społecznościowych obsługujący te profile najpierw próbowali bronić swojej decyzji o umieszczeniu zdjęcia Peipera, ale nie wytrzymali naporu oburzenia i ostatecznie wpisy zostały usunięte.

„Czasami w ten sposób buduje się napięcie. Jak w filmach – przedstawiając złych kolesi. To dobra metoda przedstawiania historii. Zresztą, co tu dużo mówić – zaczęło się od niemieckiej ofensywy. Nie ma zatem jak uciec od opisu wydarzeń ze strony Niemców” – napisał m. in. jeden z moderatorów konta 18. Korpusu Wojsk Powietrzno-Desantowych. Można też było przeczytać, że Peiper „miał niezły pierwszy ruch” i że reszta „to nie jego wina”.

Cóż, poza konstatacją, iż jest to wstrząsająca katastrofa poznawcza i historiograficzna, niewiele można chyba powiedzieć.

Exit mobile version