Za każdym razem, kiedy wybucha kolejna kłótnia o Unię Europejską, doskonale widać farsowość sporu między dwoma frakcjami duopolu POPiS. Było to też do przewidzenia po szeroko komentowanej wypowiedzi Andrzeja Dudy w Leżajsku. W odczuciu zarówno prezydenta, jak i całego uosabianego przez niego stronnictwa politycznego słowa te miały zapewne “miażdżyć” Unię jako twór obleczony w formę wypraną z treści, słaby, rozchodzący się w szwach, ledwo istniejący. Przeciwstawiona mu została wspólnota “właściwie rozumiana”, czyli polska “naszość”, której za wszelką cenę należy bronić przed zalewem obcości – najlepiej przez zagonienie kobiet do kuchni i rodzenia dzieci, bicie i opluwanie imigrantów, wygrażanie “wrogom ojczyzny” oraz kolejne przywileje dla siatki pedofilskiej znanej pod nazwą Kościoła katolickiego. Taka ma być “namacalność” naszej tożsamości. W dobie postępującej atomizacji późnokapitalistycznych społeczeństw, Polacy – złaknieni choćby namiastki wspólnotowości – dają się niestety nabierać na polityczny show w służbie władzy, która bez skrupułów żeruje na ich duchowym i moralnym zagubieniu. Ta pseudo-wspólnota, która od początku do końca jest wyreżyserowanym spektaklem, pozostaje oszustwem garstki cyników próbujących utrzymać się przy korycie.
Nie można jednak od razu wpadać w pułapkę zastawioną przez rodzimych liberałów. Media agorowe dostały dosłownie wścieklizny po wystąpieniu Dudy. Histeria, jaką odpowiadają na zbezczeszczenie swojego unijnego sacrum, doskonale obnaża symetrię, w jakiej pozostaje ich wizja polityczna do projektu narodowo-katolickiego. Podkreślając obrzydliwość i karykaturalny charakter polskiego nacjonalizmu, należy też pamiętać o manowcach “projektu europejskiego” i porażce “tożsamości europejskiej”, która ostatnimi czasy swoją polityczną pustkę stara się ukryć za fasadą coraz bardziej przypominającą smutne pisowskie fantazje. “Wartości europejskie” już dawno stały się ideologicznym listkiem figowym dla coraz bardziej neoliberalnego reżimu przemocy ekonomicznej, narzucanego ponad setce milionów ludzi, wymuszonego szokująco autorytarnymi metodami – najdotkliwiej przekonali się o tym Grecy.
Wraz z narastającym poczuciem alienacji społeczeństw UE, brukselscy biurokraci i politycy zaczynają rozpaczliwie naśladować własnych wrogów, czyli partie nacjonalistyczne umacniające się we wszystkich krajach członkowskich. Mamy więc uświęcony etos, z którego rozliczani są nieposłuszni (demokracja, praworządność, prawa człowieka), sny o potędze (armia UE) i śmiertelne zagrożenie zewnętrzne (Rosja). Kiedy ideologiczna nadbudowa wywala skalę, znaczy to, że baza całkowicie wyrwała się spod kontroli. Ponieważ jest to proces nieodwracalny, “wyimaginowana wspólnota” może w tej sytuacji przybierać tylko formy coraz bardziej kompromitujące. Narastający w Unii konsensus w sprawie zamykania granic przed uchodźcami i potężniejący Frontex stanowią dziś wymowne “samozaoranie” pseudo-wspólnoty europejskiej. Stała się ona zaprzeczeniem wartości, jakimi wycierają sobie usta jej kapłani.
Sypiący się i skompromitowany kapitalizm prowadzi dziś politykę tożsamościową do jej odrażających konsekwencji: uwodzenia i dyscyplinowania mas przez koalicję cynicznych biurokratów z faszystowskimi bojówkami. Tymczasem przestrzeń codziennych relacji międzyludzkich pozostaje w zupełnej rozsypce, przytłaczając pustką i bezsensem. Historyczne wyzwanie w postaci połączenia ludzi, również Polaków, w nową rzeczywistą wspólnotę spoczywa dziś, tak jak sto lat temu, na barkach socjalistów. Tylko projekt faktycznie równościowy, zakorzeniony w doświadczeniu wspólnej pracy na rzecz radykalnej zmiany społecznej i lepszej przyszłości, ponad wszelkimi podziałami języka, pochodzenia, płci i obyczaju – tylko to daje dziś nadzieję na wspólnotowe odrodzenie. Róbmy to!