Fotografia J. Samolińskiej

Rumuński premier, Victor Ponta, podał się dzisiaj do dymisji. Przyczyną było rosnące oburzenie z powodu skali korupcji – sam Ponta oskarżany jest o pranie brudnych pieniędzy, defraudacje i unikanie opodatkowania. Kroplą, która przelała czarę goryczy (czy też, jak mawiają Anglicy, źdźbłem, które złamało grzbiet wielbłąda) okazał się pożar w klubie nocnym, w którym zginęło jak dotąd 30 osób, ponad 200 trafiło do szpitali – wiele jest w stanie ciężkim, podejrzewa się, że liczba ofiar jeszcze wzrośnie. Jedną z przyczyn wypadku – poza przeludnieniem klubu i ignorowaniem zasad bezpieczeństwa, była wadliwa konstrukcja budynku, w której użyto tanich materiałów – jak się okazało, łatwopalnych. Żeby móc prowadzić klub w takich warunkach, jego właściciele – którzy zresztą trafili dzisiaj do aresztu – musieli prawdopodobnie wypłacić pod stołem grube pieniądze rozmaitym budowlanym i sanitarnym inspekcjom. Dlatego właśnie głównym hasłem protestów w Bukareszcie, w których wczoraj uczestniczyło 20 tys. ludzi, były słowa „korupcja zabija” – protestujący chcą państwa, które działa i do instytucji którego można mieć elementarne zaufanie.

Teraz spróbujmy sobie wyobrazić podobną sytuację w Polsce. Oczywiście – każdy Kukiz, Korwin czy Tumanowicz potrafi wyjść i wrzeszczeć, że ma dość mafii i korpucji. Ale żeby na antysystemowych, antyrządowych protestach wysuwać postulaty, które jakkolwiek dotyczyłyby codzienności? Dalej – wysuwać żądanie sprawnego państwa, zbudowanego z innych materiałów niż łatwopalna pianka i tektura? Chcieć, żeby inspekcja budowlana (inspekcja! ten pomiot socjalizmu!) miała większą władzę i sprawczość, żeby była w stanie lepiej kontrolować prywatne podmioty? W programach czy odezwach wszystkich większych i mniejszych, bardziej albo mniej oszołomskich radykalnych „antysystemowców” znajduje się roszczenie zamknięcia „urzędów, agencji i inspektoratów”, ogólnej deregulacji i wolności do prowadzenia klubu w takich warunkach, w jakich się komu podoba. O podstawy bezpieczeństwa zadbać ma wolny rynek – najwyraźniej klient sam ma ocenić, jaka jest nośność budynku, w którym chce się napić piwa i potańczyć i ile powinno być z niego wyjść ewakuacyjnych. Przepisy BHP, jak wiadomo, to relikt PRL. Zresztą – protesty uliczne w ogóle nie mogą w Polsce dotyczyć spraw tak błahych, jak codzienne bezpieczeństwo od pożarów, wszak grozi nam komunizm, ideologia gender i islamizacja Europy.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. „Oczywiście – każdy Kukiz, Korwin czy Tumanowicz potrafi wyjść i wrzeszczeć, że ma dość mafii i korpucji. […] Chcieć, żeby inspekcja budowlana (inspekcja! ten pomiot socjalizmu!) miała większą władzę i sprawczość, żeby była w stanie lepiej kontrolować prywatne podmioty?”

    Oczywiście największą bolączką „lewicy” zwłaszcza systemowej jest brak zrozumienia,że więcej uprawnień dla urzędników nie zmieniłoby u nas NIC,poza ewentualnym zwiększeniem ilości łapówek bądź ich wysokości.

    Sprawę kontroli należałoby rozwiązać właśnie w sposób „rynkowy”.Wynagradzając proporcjonalnie/akordowo od wykrywanych nieprawidłowości (oczywiście z zachowaniem odpowiedniej proporcji kar dla nadgorliwców którzy dla zysku karaliby niewinnych).

    Poza tym, „lewica” systemowa podobnie jak systemowa biurokracja i mający na skinienie prawników korporacyjni burżuje, nie rozumie kolejnej rzeczy: Prawo którego nie może zrozumieć i zastosować nawet dziecko NIE JEST MOŻLIWE DO ZASTOSOWANIA W PRAKTYCE. A chodzić do radcy prawnego w każdej sprawie (już niedługo pewnie i sprawie koloru papieru toaletowego) po prostu nie sposób (i ile to by kosztowało !)

    W całej tej deregulacji chodzi po prostu o to,że nie każdy jest prawnikiem czy burżua mogącym sobie pozwolić na wynajęcie prawnika,nie każdy też jest w stanie wkuć na pamięć choć „kilka” kodeksów-cegieł zmieniających się co roku w istotnych szczegółach.

    Dochodzi już do tego,że PO czy inne partie jako dobrodziejstwo chcą serwować „bezpłatne porady prawne”,gdyż realnie przez zagmatwane przepisy dyskryminowani są najbiedniejsi.Jednak jest to naprawianie przez władze PROBLEMU KTÓRY SAMA STWORZYŁA. I to nieskuteczne.
    Ponieważ większość i tak nie skorzysta z tej „pomocy” (która może być powiedzmy uczciwie – równie wątpliwej jakości co zupka z Caritasu,będąca „lewicową” receptą systemu na problem ludzi głodnych)

  2. Problemem w Rumunii jest nie tylko nie dzialajacy aparat administracji publicznej i systemow kontroli. W Rumunii za przyzwoleniem elit politycznych wszystkich kolorow dokonano prywatyzacji na szeroka skale, w tym ogromnych pol ropy naftowej i petrochemii. Pozostala czesc narodowej wlasnosci oddaje sie powoli w ramach stopniowej prywatyzacji i integracji gospodarczej w ramach EU. Korporacje powoli wydziubuja z rumunskiej gospodarki co lepsze kaski. Rzadzaca partia i jej premier maja za uszami tyle, ze az dziw. ze uchowali sie do teraz. Najzabawniejsze jest ze premier zrezygnowal dopiero teraz, w momencie kiedy protesty ktore maja miejsce w Bukareszcie nie dotycza bezposrednio jego osoby, a nie wtedy kiedy byl uwiklany w oczywiste skandale korupcyjne. Niewatpliwym sukcesem ruchu jest inspirowanie przemian w Moldawii, gdzie od ponad dwoch miesiecy stoja rozbite dwa miasteczka namiotowe.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…