Australia miała dotąd dwa obozy więzienne dla migrantów/uchodźców. Jednak jeden z nich, usytuowany w Papui–Nowej Gwinei musi zlikwidować. Uchodźcy dostali propozycję deportacji na wysepkę Nauru mającej opinię „piekła”.
Wszystkie światowe organizacje humanitarne i obrony praw człowieka potępiają Australię nie tylko za tę politykę, ale za samą ideę zsyłania ludzi do tworzonych za granicą więzień i za skandaliczne, nieludzkie warunki, jakie tam panują. Ludzie zesłani na Nauru, uprzednio schwytani w łodziach zmierzających do Australii (bez wizy australijskiej), cierpią fizycznie i psychicznie, skazani na bezterminowe więzienie. Samobójstwa i samookaleczenia popełniają nawet dzieci. Na Manus nie było lepiej.
Rzecznik australijskiego ministerstwa imigracji zapewnił, że na Nauru zostaną przeniesieni tylko ochotnicy, jednak nie podał żadnej alternatywy dla tych, którzy pojechać tam nie zechcą. Wielu uchodźców z Manus siedzi tam nawet od czterech lat. Nie chcą deportacji „z piekła do piekła”, ale nawet ci, którzy ściśle wypełniają australijskie kryteria uchodźców politycznych lub wojennych (mają odpowiednie dokumenty, dowody), mogą liczyć najwyżej na przyjęcie ich przez Kambodżę lub inny „kraj trzeci”. Problem w tym, że nikt ich nie chce. Część uchodźców z Nauru zgodziły się przyjąć Stany Zjednoczone w czasach Obamy, jednak prezydent Trump anulował tę umowę. Do USA zdążyło dotrzeć tylko kilkadziesiąt osób.
Większość uchodźców na Manus i Nauru to Irakijczycy, Somalijczycy, Afgańczycy i birmańscy Rohingja. Australia popierała Stany Zjednoczone i brała czynny udział w wojnach w Iraku i Afganistanie.