Lekarze rezydenci oświadczyli, że ponieważ minister zdrowia Łukasz Szumowski nie wywiązuje się z umowy z nimi, wznowią swój protest po wakacjach. Uważają, że zostali oszukani.
Układ zawarty w lutym między ministerstwem a protestującymi przewidywał, że od 1 lipca będą oni zarabiać na etacie w szpitalu 6750 zł brutto miesięcznie pod warunkiem, że w innych szpitalach nie będą wykonywać tych samych świadczeń medycznych. Tymczasem decyzja ministra, z wydaniem której czekał do ostatniego momentu, czyli do 8 maja, przewiduje, że dostaną podwyżki, o ile w ogóle będą pracować tylko w jednym miejscu. Rezydenci twierdzą, że to nieuczciwa zagrywka, bo w takich warunkach służba zdrowia przestałaby w ogóle działać. Dziś funkcjonuje w dużej mierze dzięki temu, że placówki wymieniają się lekarzami.
W wypowiedzi dla „Gazety Wyborczej” Łukasz Kosikowski z Porozumienia Rezydentów uznał, że działanie ministra jest celowe i zwyczajnie nie chce on dać młodym lekarzom więcej pieniędzy.
Gniew rezydentów budzą też próby, jakie ministerstwo podejmuje, żeby obejść drugi warunek zimowego porozumienia. Oprócz podwyżek pensji zakładało ono zwiększenie nakładów na służbę zdrowia do poziomu 6 proc. PKB. Tymczasem Szumowski jako nowe wydatki przedstawia te, które już od dawna są zapisane w ustawie budżetowej. To przesuwanie pieniędzy w ramach tej samej puli i liczenie na to, że nikt się nie zorientuje.
Protest rezydentów miał miejsce jesienią i zimą, doprowadził do odwołania ze stanowiska ministra Konstantego Radziwiła, który nie potrafił znaleźć wyjścia z sytuacji. Łukasz Szumowski przejął jego fukcję w resorcie zdrowia w lutym i zaczął swoje rządy właśnie od porozumienia z rezydentami. Teraz zmierzy się z kolejnym ich protestem. Ma on wyglądać tak jak poprzedni: lekarze będą wypowiadali klauzulę opt-out, która przewiduje, że mogą pracować ponad 48 godzin tygodniowo.
Protest ma się zacząć jeszcze przed wyborami samorządowymi.