Od kilku dni trwają zamieszki w Irlandii Północnej. Lecą koktajle Mołotowa, trwają walki z policją. Cudem jeszcze nikt nie zginął.
Wczoraj w nocy w Belfaście płonęły samochody, porwano autobus, który również stanął w ogniu. Manifestanci, z jednej strony irlandzcy republikanie, z drugiej – brytyjscy protestanccy lojaliści toczą walki z policją, jak i między sobą. Premier Irlandii i Wielkiej Brytanii apelują o powstrzymanie się od przemocy, ale bezskutecznie. Rojaliści czują się zdradzeni przez premiera Johnsona. Przeciwnicy zjednoczenia Irlandii rozpoczęli zamieszki w weekend Wielkanocny, a walki cały czas eskalują.
Niepokoje wybuchły po raz pierwszy w zeszłym tygodniu, w związku z rosnącymi napięciami związanymi z Brexitem i gniewem związkowców z powodu decyzji policji, aby nie ścigać przywódców irlandzkiej partii nacjonalistycznej Sinn Fein za rzekome złamanie ograniczeń dotyczących koronawirusa podczas pogrzebu byłej czołowej postaci IRA, podaje CNN.
Kolejnym czynnikiem zapalnym była zgoda na podpisanie protokołu północnoirlandzkiego, którego „ceną było przesunięcie kontroli celnych z granicy między Irlandią a Irlandią Północną na Morze Irlandzkie. Niewątpliwie odsuwa to Irlandię Północną od Londynu, a według lojalistów jest kolejnym krokiem w kierunku zjednoczenia Irlandii ze stolicą w Dublinie.”- podaje Gazeta Wyborcza.
-Jestem głęboko zaniepokojony scenami przemocy w Północnej Irlandii, szczególnie atakami na policję, która dba o bezpieczeństwo publiczne, zaatakowaniem kierowcy spalonego autobusu i atakami na dziennikarzy. Konflikty rozwiązuje się na drodze dialogu, a nie przemocy- napisał na Twitterze premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson.
Policja podała informację, że rozruchy są inspirowane przez grupy przestępcze, które mszczą się za aresztowanie swoich działaczy przez policję, i przez zamieszki próbują sabotować rozpracowanie organizacji.
W wyniku zamieszek rannych zostało ośmiu policjantów.