Bernie goni Hillary. W ostatnim sondażu jest między nimi tylko 13 proc. różnicy. A zaczynał chłopak od zupełnego marginesu. Kto jeszcze kilka lat temu uwierzyłby w to, że w USA zdeklarowany socjalista z jednomilionowego stanu będzie walczył o nominację Demokratów z byłą pierwszą damą/b. sekretarz stanu, kobietą znaną w USA jak mało kto, filarem waszyngtońskiego establiszmentu? Gdyby z nią wygrał, byłaby w tym nawet jakaś dziejowa sprawiedliwość. W końcu jej mąż był filarem amerykańskiej odmiany „trzeciej drogi”, która była w istocie niczym innym, jak zupełną kapitulacją lewicy wobec neoliberalizmu. Sanders symbolizuje zmianę w myśleniu Amerykanów. Bardzo lewicową zmianę. Do tego w Kongresie i Senacie Amerykanie dochowali się nawet czegoś na kształt socjaldemokracji. W kongresie powstała przecież Frakcja Postepowa.

Małe koło postępowców, założone w 1991 r. przez 6 kongresmenów rozrosło się do 69 osób. Po ostatnich wyborach grupa zwiększyła się o 20. Któż do niej należy? Lider Meksykanów z Arizony, była Czarna Pantera (teraz w garsonce), weteran, facet z Południa, który do szóstego roku życia widział tylko dwóch białych, pielęgniarka z psychiatryka dla weteranów, działaczka z NGOsu od praw obywatelskich, muzułmanin, facet z NGOsów od seniorów, wnuk Roberta Kennedyego, działaczka pro choice, liczni nauczyciele, dziennikarze, adwokaci, głownie absolwenci biedniejszych uniwersytetów – Latynosi, czarni, Żydzi. Samego Berniego Sandersa popierają działacze związkowi, Afroamerykanie, Meksykanie, LGBTQiA plus postępowy rabin z Berkeley, lewicowi publicysci, artyści. Średnia dotacja – 43 dolców na osobę. 30 września miał już 26 mln dolarów, więcej niż w tym samym momencie kampanii Obama, gdy walczył o pierwszą kadencję.

Jego kampania opiera się przed wszystkim na aktywnych ochotnikach, obecności w mediach społecznościowych i udziale w licznych wiecach (znam jedną polską partię, która ma podobną strategię, pewnie też ją znacie). Dziś senator Bernie Sanders przestał pełnić funkcję dyżurnego telewizyjnego lewaka i wnosi nową jakość do amerykańskiej polityki. Powiem uczciwie, bardziej spodziewałem się pierwszego zwycięstwa Obamy, niż tego, że w rankingach wyborczych w USA pojawi się socjalista. Jednak po tym, jak Jeremy Corbyn został przewodniczącym angielskiej Partii Pracy, pozwalam sobie spodziewać się wszystkiego. Może wy też sobie pozwólcie?

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Przestańcie. Po prostu.

    Z niego taki „socjalista” jak z Tsiprasa. Też było wielkie podniecenie wśród reformistycznej „lewicy” że o to „radykalny socjalista” został premierem. Śmiech. Teraz macie nowych idoli: Jeremy Corbyn i ten Bernie. Żałosne.

    Mogę być „dogmatykiem” marksistą-leninistą, ale nigdy nie będę frajerem popierającym kolejnego burżuazyjnego karierowicza

  2. Lista osiagnięć Berniego jest imponująca. Będąc kongresmenem popierał: prawo kobiet do aborcji, małżeństwa homoseksualne, legalne palenie flagi. Nalegał też za utrzymaniem embarga handlowego na Kubę. Czysty socjalizm.

    1. Nie lubię Sandersa, ale co jest niesocjalistycznego w prawie kobiet do aborcji, małżeństwach homoseksualnych (no, najlepiej znieść małżeństwo w ogóle, ale póki co może być to) czy legalnym paleniu flagi państwa burżuazyjnego?

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Ruski stanął okoniem

Gdy się polski inteligencik zeźli, to musi sobie porugać kacapa. Ale czasem nawet to mu ni…