Pod koniec października nastąpi jeden z decydujących momentów w walce o uniknięcie katastrofy klimatycznej. Podczas szczytu 196 państw-stron Ramowej Konwencji Narodów Zjednoczonych o Zmianie Klimatu w Glasgow, decydenci, liderzy państw, ale też lobbyści i eksperci, będą dyskutować o kursie światowej gospodarki.
Jeśli ten kurs nie zostanie skorygowany, to według Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC) dojdzie do nadmiernego ocieplenia atmosfery ziemskiej o 3 stopnie Celsjusza przed końcem obecnego stulecia. Innymi słowy – zniszczymy planetę i siebie razem z nią.
Jak dotąd zobowiązania bogatych narodów do ograniczenia emisji gazów cieplarnianych były zbyt słabe, by powstrzymać wzrost temperatury. Co robi, biorąc najprostszy przykład, administracja Bidena? Ostatnio wystosowała apel do potęg świata naftowego zgrupowanych w ramach OPEC o… zwiększenie produkcji, co pozwoliłoby na obniżkę cen gazu w USA. Klimat poczeka, najwyraźniej wierzą Demokraci.
Żadna z wielkich potęg nie dąży do całościowej transformacji ekologicznej. Jeśli już postawiły sobie częściowe cele, to z datą realizacji 2050, czasem 2060. Za późno, mówią ekolodzy. Ale mogą tylko mówić.
Ospałości rządów i elit towarzyszy zjawisko jeszcze gorsze. To wynaleziony w gabinetach public relations greenwashing. Firm takie jak ExxonMobil tworzą wizje rodem z powieści science-fiction: że wystarczy tylko drobna szczypta innowacji, aby z atmosfery móc wydobywać dwutlenek węgla. W mniejszej skali: że uratujemy świat, kupując produkty oznaczone jako eko. Nie, nie uratujemy.
Bigtech nie będzie naszym sojusznikiem w walce o przeżycie. Interesuje go tylko zysk, tu i teraz. Podobnie jak banki, kreujące gospodarkę ciągłego wzrostu – nie oddadzą za darmo własnych przywilejów. Firmy przemysłowe zdolne do przerzucania swych zakładów z jednego końca świata na drugi – bez cienia uwagi poświęconej kosztom społecznym i ekologicznym – też nie będą nas wspierać.
Jednak to nie właściciele i menadżerowie najwyższych szczebli wszystkich tych instytucji będą ponosić koszty nadchodzącej katastrofy jako pierwsi. Najpierw zaczną cierpieć zwykli ludzie. Już cierpią, doświadczając ekstremalnego ciepła, suszy, wahań temperatur nieznanych wcześniej na zamieszkiwanych przez nich szerokościach geograficznych.
Dlatego też niezbędna jest narracja klasowej transformacji ekologicznej, sprawiedliwego, społecznie zakorzenionego projektu nowej przyszłości i nowej gospodarki. Bez tego czeka nas katastrofa.
A żywa, zdrowa przyszłość jest możliwa. Wskazuje na to nieznosząca fatalizmu historia, jak i głosy ekspertów i ekspertek z całego świata. Nie musimy przecież żyć w systemie, w którym zasady podatkowe zostały zmienione w taki sposób, że miliarderzy płacą niższe stawki niż ludzie pracujący. Nie musimy żyć kapitalizmie, w którym dolne 90 procent osób uzyskujących dochody jest codziennie grabione z jakichkolwiek zabezpieczeń społecznych, od instytucji po poczucie elementarnego spokoju.
Jedyną alternatywę dla otaczającej nas rzeczywistości zarysował Noam Chomsky w ostatnim wywiadzie: „Miło było mieć gatunek ludzki przez kilkaset tysięcy lat, ale najwyraźniej to wystarczająco długo. Przecież średnia długość życia gatunku na Ziemi wynosi podobno około stu tysięcy lat. Dlaczego więc mielibyśmy bić ten rekord? Po co organizować się na rzecz sprawiedliwej przyszłości dla wszystkich, skoro możemy zaśmiecać planetę, pomagając bogatym korporacjom się wzbogacić?”
Dlatego też czas najwyższy wyjść z ograniczeń indywidualistycznego ekologizmu, codziennego oszczędzania wody i segregowania śmieci, idąc w kierunku całościowych, społecznie ambitnych programów wielkiej transformacji naszej gospodarki. Na inne rozwiązania jest już za późno, dzięki tym którzy na tym zyskali.