Minęły właśnie 33 lata od grudniowej nocy, kiedy to się stało. Gdyby połączyć skutki Czarnobyla i Fukushimy dla ludzkiego życia i zdrowia, pozostałyby z tyłu. Jak co roku, w Bhopalu ludzie manifestowali żądając dekontaminacji byłej fabryki Amerykanów z Union Carbide, i jak zwykle zostaną zignorowani. Historia neokolonialnej, chronionej przez władze „inwestycji zagranicznej” w Indiach.

Bhopal, okolice byłej fabryki. flickr. com

Jest jednak ktoś, kto umarł spokojnie po tej katastrofie: Warren Anderson, były dyrektor fabryki Union Carbide w Bhopalu, trzy lata temu, w swojej luksusowej willi w Vero Beach na Florydzie. To on wpadł na pomysł łatwego zarobku w Indiach. Union Carbide szukało nowych rynków po latach dostarczania składników „czynnika pomarańczowego” (Agent Orange) dla koncernu Monsanto, który produkował tę truciznę dla armii amerykańskiej niszczącej lasy i pola Wietnamu. Bhopal to miasto położone pośrodku Indii, więc idealnie. Indie potrzebowały pestycydów, bo wprowadzały „zieloną rewolucję”, chciały być samowystarczalne żywnościowo. Niestety, wyszło jak w Wietnamie.

Władze stanu Madhya Pradesh, którego Bhopal jest stolicą, wyliczyły bardzo dokładnie, że katastrofa z grudnia 1984 r. pociągnęła za sobą 362 540 ofiar, poszkodowanych w różnym stopniu, od choroby do śmierci. Jednak ta liczba jest kontestowana zarówno przez miejscowe stowarzyszenia ofiar, jak i organizacje międzynarodowe, Amnesty International i Greenpeace. O ile np. władze ustaliły liczbę samych ofiar śmiertelnych na nieco ponad 7500, dane zweryfikowane przez instytucje od nich niezależne mówią o niemal 25 tysiącach. Co najmniej 200 tysięcy osób zostało okaleczonych do końca życia (18 tysięcy według władz) i każdego roku w Bhopalu rodzą się dzieci z okropnymi deformacjami. Ponad 320 ton toksycznych substancji zalega w opuszczonej fabryce skutecznie zatruwając środowisko. A początek tej makabry był optymistyczny.

Mechanizm zysku

Slumsy obok byłej fabryki w Bhopal. flickr. com

Amerykańska, wielka fabryka pestycydów powstała w 1978 r., ok. 5 km od Bhopalu, przyciągając tak tanią siłę roboczą, że właściciele byli na granicy orgazmu. Owe 5 km od miasta szybko zapełniło się rozległym slumsem pracowników. Fabryka produkowała dwa rodzaje pestycydów opartych na głównym, skrajnie trującym składniku – izocyjanianu metylu, zwanym angielskim skrótem MIC. W wielkich kadziach dodawano doń coś jeszcze, ale nie wiadomo co, bo do dzisiaj Dow Chemical, koncern, który przejął Union Carbide w 2001 r., uważa to za tajemnicę handlową. Przeszkodziło to później w prawidłowym leczeniu ofiar, ale uznano, że są one mniej warte, niż amerykańskie interesy. A były one prowadzone w stylu klasycznym, jeśli chodzi o postępowanie w dalekich, biednych krajach.

Dyrekcja doszła do wniosku, że można jeszcze więcej zarabiać, jeśli zaoszczędzi się na kosztownych kwestiach bezpieczeństwa. To się dość szybko zemściło, bo w fabryce co jakiś czas rozlegały się alarmy – pożary, wycieki MIC, ale ginęły tylko pojedyncze osoby. Przyfabryczne slumsy tak przywykły do alarmów, że nikt już nie reagował. W 1982 r., na dwa lata przed katastrofą, inspekcja przeprowadzona w fabryce wykazała 10 poważnych braków w systemach bezpieczeństwa, ale to się dało załatwić, bo Amerykanie znakomicie żyli z miejscowymi władzami – sowite łapówki i synekury rozdawane na prawo i lewo były stokroć tańsze, niż fundowanie zabezpieczeń przeciw chemikaliom. W końcu, by wyśrubować zysk, zajęto się nawet siłą roboczą: co bardziej wykształconych na odpowiedzialnych stanowiskach fabrycznych zastępowano sukcesywnie jeszcze tańszymi pracownikami, mało fachowymi w dziedzinie chemii. Fabryka coraz gorzej działała, zdarzały się już nawet czasowe zamknięcia, ale myślenie „jakoś to będzie” zwyciężyło.

Ślepa noc

Tereny byłej fabryki w Bhopal. flickr.com

MIC nie powinien stykać się z wodą, bo zamienia się w cięższy od powietrza gaz, bardziej toksyczny od chloru. W nocy z 3 na 4 grudnia 1984 r. operator zajmujący się kadziami z MIC przeprowadził czyszczenie wodą rur prowadzących do jednej z nich. To rutynowa czynność, bezpieczna, pod warunkiem, że działa zamknięcie kadzi. Tego wieczora jednak nie zadziałało. Przez 3 godziny wlało się doń ok. tysiąca litrów wody. Przed północą nowa zmiana zauważyła, że ciśnienie w kadzi dziwnie wzrasta, ale przyzwyczajona do błędnych wskazań urządzeń kontrolnych machnęła na to ręką, tym bardziej, że fabryczne instrukcje mówiły, by nie zawracać głowy szefostwu zmiany z byle powodu. Ale pracownicy zaczęli czuć szczypanie w oczy, coś się jednak działo.

Wtedy pojawił się szef zmiany, nakazał włączenie alarmu, bo odkryto, że stopiło się betonowe przykrycie kadzi i zaczął wydobywać się śmiertelny gaz, wreszcie powiadomiono dyrekcję. Dyrektor Anderson zdecydował się zawiadomić policję dopiero po 2 godzinach, o 3 w nocy. Polityka przedsiębiorstwa zabraniała włączać władze lokalne w problemy fabryki, stąd tak długie wahanie. Chmura gazu rozprzestrzeniła się na powierzchni 25 km kwadratowych. Większość ludzi spała, a ci, którzy usłyszeli alarm, przewrócili się tylko na drugi bok. Apokalipsa zaczęła się, kiedy chmura opadła. Gaz z MIC atakuje najpierw oczy, potem płuca. Ludzie masowo ślepli, wymiotowali, padali jak muchy próbując uciekać. W mieście było 350 lekarzy, ale nikt z nich nie wiedział, co się właściwie dzieje, żaden nie został poinformowany o naturze MIC.

Pierwsi uciekali pracownicy fabryki, świadomi niebezpieczeństwa. To oni podnieśli alarm w mieście, bo okazało się, że linie telefoniczne nie działały. Władze zorientowały się w końcu, że doszło do katastrofy, bo panika ogarnęła cały Bhopal i nie sposób było nie odczuć skutków gazu. Setki tysięcy osób znalazły się w pułapce, błądziły po wąskich uliczkach slumsów oczekując pomocy, która nie nadeszła. Ludzie próbowali ratować tych, którzy byli już w agonii, ale sami się dusili. Szpitale, o niewystarczającej liczbie łóżek nawet w czasach bez katastrofy, nie były w stanie pomóc poszkodowanym. Kto żył, chciał opuścić miasto. Rano do fabryki przyjechał dyrektor Anderson w masce, ze specjalistami, ale było już za późno na jakiekolwiek działania. Aresztowali go wściekli policjanci, ale władze indyjskie podjęły szybką decyzję o wydaleniu wszystkich Amerykanów z Bhopalu. Anderson nigdy nie wrócił i nie odpowiadał przed żadnym sądem. Rząd indyjski dopiero 20 grudnia wysłał do skażonego miasta komisję śledczą.

Takie jest życie

Bhopal. Wikimedia commons

Komisja ujawniła niezliczone nieprawidłowości w funkcjonowaniu fabryki. Ale doszła do wniosku, że stwierdzone dążenie do maksymalizacji zysku w jak najkrótszym czasie, które było pierwotną przyczyną katastrofy, należy do znamion działalności gospodarczej. Inaczej mówiąc „takie jest życie”. Procesy w Indiach o odszkodowania i przede wszystkim o nakaz dekontaminacji fabryki, w której setki ton trujących chemikaliów co roku moczą monsunowe deszcze, ciągną się do dzisiaj. Niektóre ofiary dostały od Union Carbide odszkodowania, średnio ok. 2 tys. dolarów, ale kwestia usunięcia pozostałości po dawnej produkcji ciągle pozostaje otwarta. Dow Chemical kupując Union Carbide teoretycznie przejęło nie tylko aktywa, ale i pasywa koncernu, jednak nie uznaje swojej odpowiedzialności w katastrofie i nie ma zamiaru wydać miliardów dolarów na oczyszczanie indyjskiego środowiska.

90 proc. mieszkanek Bhopalu, które karmią swoje dzieci piersią, karmią je również rtęcią, bo jest obecna w mleku. To się bierze z wody pitnej. Dyrekcja fabryki nakazała wyrzucać toksyczne odpady produkcyjne do pobliskiego jeziora, a to, co zostało w opuszczonej fabryce przesiąka wraz z deszczami do wód gruntowych. Stąd deformacje niemowląt i epidemia raka. Władze indyjskie dostarczają do slumsów wodę w cysternach, by mieszkańcy nie korzystali z miejscowej, ale to stałe „tymczasowe wyjście” działa tylko częściowo. Miasto pełne inwalidów nie ma już siły dopominać się o swoje.  Okaleczone małe dzieci spędzają swe krótkie życie siedząc w kątach izb, bez pomocy lekarskiej, na którą trzeba pieniędzy. Nigdy nie idą do szkoły. Ile lat potrzeba jeszcze, ile śmierci, by oczyścić miejsce katastrofy? Ile manifestacji, bojkotów, procesów i artykułów w prasie, by Bhopal poznał jakąś sprawiedliwość? Nikt tego nie wie.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Autor robi sobie jaja z pogrzebu. Liczba ofiar większa niż w Czarnobylu, nawet po dodaniu do niej zera ofiar Fukuszimy. Nie wiem czy Union Carbide spośród wszystkich firm zmuszonych przez rząd amerykański do producji Agent Orange dostarczało składniki tylko do Monsanto, ale wygląda mi to na obsesję.

  2. To właśnie przykład skapywania neoliberalnego „dobrodziejstwa” i bogactwa w dół.

  3. Brak słów na to sk***stwo. Yankesy to psychicznie chorzy masowi mordercy! USA to Hitler który tak jak każdy morderca udaje gołąbka pokoju.
    :(

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Bałkańsko-weimarska telenowela geopolityczna

Serial w reżyserii Berlina i Paryża, producent: Waszyngton, sponsor, żyrant i ubezpieczyci…