Na Białorusi nie ma już Swiatłany Cichanouskiej, ale protesty przeciwko Aleksandrowi Łukaszence nie ustają. W trzecią noc po wyborach niezadowoleni gromadzili się wokół peryferyjnych stacji metra, w sypialnych rejonach miasta – centrum jest kontrolowane przez OMON i wojsko.
Główna opozycyjna kandydatka udała się 10 sierpnia do siedziby Centralnego Komitetu Wyborczego, by złożyć oficjalny protest wyborczy. Następnie jej sztabowcy stracili z nią kontakt. Cichanouska wyszła z budynku po kilku godzinach, mówiąc tylko „Podjęłam decyzję”, po czym odjechała. Następnego dnia Ministerstwo Spraw Zagranicznych w Wilnie poinformowało, iż kobieta znajduje się na terytorium Litwy, otrzymała roczną wizę i ochronę. W internecie pojawiły się nagrania, praktycznie na pewno nagrane przez Cichanouską pod przymusem ze strony białoruskich służb, na których wyraźnie przygnębiona kandydatka stwierdza, iż „Białorusini wybrali” i wzywa swoich zwolenników do zakończenia demonstracji.
Część Białorusinów jest jednak tak wściekła na Łukaszenkę i jego autorytarne rządy, że wyszła na ulice mimo tego apelu i mimo zatrzymań z poprzednich dni. Protestujący nie mają szans, jak swojego czasu Ukraińcy, zająć jednego z placów w centrum miasta, gdyż centralny Prospekt Niepodległości wraz z przylegającymi ulicami i najbliższymi stacjami metra jest ściśle kontrolowany przez OMON i wojsko. 10 sierpnia wieczorem demonstranci usiłowali zablokować skrzyżowanie przy stacji metra Puszkinskaja, dalej od centrum – zostali stamtąd wyparci po kilkugodzinnej konfrontacji. 11 sierpnia protestujący ponownie zebrali się w tym miejscu; protestowano również na peryferyjnych osiedlach Uruczja, Kamiennaja Horka i Sieriebrianka. Milicja ponownie posłużyła się granatami hukowymi – protestujący wznosili barykady, rzucali w pojazdy milicyjne kamieniami, butelkami i kostką brukową. Zamieszki zakończyły się po północy.
Do protestów i zatrzymań doszło również w Grodnie, Brześciu (nadgraniczne miasto wyrasta na drugi po Mińsku ośrodek opozycyjny) i Homlu.
Wśród zatrzymanych w ostatnich dniach znaleźli się działacze lewicowi, którzy wsparli ruch opozycyjny i podczas wieców Swiatłany Cichanouskiej starali się przekonywać jej wyborców do postulatów socjalnych, a rządy Łukaszenki krytykowali z lewicowej perspektywy. W ich programie było m.in. skrócenie dnia pracy do 7 godzin, przywrócenie zlikwidowanych ulg dla emerytów i studentów, wycofanie podwyższenia wieku emerytalnego, walka z nadużywaniem umów na czas określony, zakończenie represji wobec niezależnych związków zawodowych. Aresztowani zostali Paweł Katarżewski, członek komitetu centralnego partii Sprawiedliwy Świat, Jurij Hłuszakau – zastępca przewodniczącego partii Zielonych oraz aktywista tej formacji Paweł Jarosz. Jak informują obrońcy praw człowieka, mężczyźni znajdowali się 11 sierpnia w więzieniu w Żodnie na północny wschód od Mińska.
Od wczoraj z Białorusi docierają również informacje o strajkach i mityngach pracowniczych, podczas których wzywano Łukaszenkę do przerwania represji i przeprowadzenia uczciwych wyborów. Jako pierwsi strajk polityczny ogłosili robotnicy Białoruskich Zakładów Metalurgicznych w Żłobinie – pracę przerwała tam część załogi, jednak po jednym dniu zgodziła się do niej wrócić i ograniczyć się do sporządzenia petycji do władz. Według opozycyjnego Euroradia stało się tak, gdy milicja wywiozła z zakładu 60 pracowników. W proteście przeciwko wynikom wyborów pracę przerwało również kilkudziesięciu pracowników państwowego Biełenergosietprojektu, Zakładów Elektrotechnicznych im. Kozłowa w Mińsku, Zakładów Azotowych w Grodnie, realizowania kursów odmawiają kierowcy trolejbusów z IV zajezdni w Mińsku, w proteście przeciwko śmierci kierowcy – pierwszej ofiary śmiertelnej zamieszek. Jak jednak wynika z doniesień w mediach społecznościowych i na białoruskim portalu tut.by, zebranych przez ukraiński portal informacyjny 112.ua, strajki nie mają masowego charakteru.