Jeszcze przed listopadowymi wyborami uzupełniającymi do Kongresu USA dokonano odkrycia, iż w biurze Joe Bidena, Penn Biden Center przy University of Pennsylvania w Filadelfii znajdują się dokumenty tajne i poufne, które nie powinny przebywać w tym miejsce. Pochodziły one z czasów gdy Joe Biden był wice-prezydentem przy Baracku Obamie. Dokumenty przekazano do stosownego archiwum, ale ten fakt ujawniono dopiero teraz, w początkach stycznia 2023. Republikanie i niezależni dziennikarze sądzą, iż cisza nad tym wydarzeniem to wynik manipulacji i działań elit waszyngtońskich celem uciszenia burzy, jaka mogła zaszkodzić im we wspomnianych wyborach. Dlatego nie poinformowano opinii publicznej o tym skandalicznym fakcie, który ma trochę inny wymiar niż podobne, a mocno nagłaśniane medialnie przeszukanie domu Trumpa na Florydzie. Agenci FBI szukali tam i wynieśli sporo zgromadzonych przez byłego Prezydenta dokumentów, o różnym gryfie tajności.
Jednak skandal z obecnym Prezydentem USA nie zakończył się na tym jednym akcie. Analogiczne zbiory dokumentów odnalazły się w domach Bidenów w Wilmington i Rehoboth Beach. Złożono je także w garażu, gdzie parkuje luksusowy samochód Joe Bidena – Chevrolet Corvette. W tym kontekście Prezydent zapytany na tę okoliczność miał odpowiedzieć, że dokumenty są zamknięte i chronione tak dobrze jak jego samochód.
Afera z dokumentami u Bidena ma widoki rozwojowe. Prokurator generalny Merrick Garland powołał już specjalnego prokuratora dla zbadania tej konkretnej sprawy. Został nim Robert Hur, nominowany do prokuratury generalnej przez Trumpa.
Wbrew podobieństwom oba przypadki z dokumentami tajnymi i poufnymi znajdujące się w prywatnych posiadłościach obu polityków są różne gatunkowo z punktu widzenia prawa. U Trumpa problemem jest to, kiedy owe dokumenty, które miał w swe posiadłości zostały odtajnione. On, jako prezydent, miał prawo personalnie w każdej chwili, gdy pełnił najwyższy urząd, odtajnić każdy dokument. I postępowanie w jego sprawie dotyczy właśnie czasu ich odtajnienia. I nie wspomina, że Prezydent USA ma wgląd do wszystkich dokumentów o różnych gryfach tajności.
To nie dotyczy jednak dokumentów znalezionych u Bidena. I niech chodzi tu o samo ich znalezienie ale o to, iż wiceprezydent USA nie ma prawa niczego odtajnić. Także znaleziono tam dokumenty, do których Biden nie miał on prawa wglądu, gdyż dotyczy to wyłącznie Prezydenta.. Przypominam, że chodzi o II kadencję Baracka Obamy (2012-16).
Ten fakt polski mainstream i media omijają szerokim łukiem, bagatelizując rozkręcającą się kolejną aferę wokół obecnego prezydenta USA. Ma ona wyraźne, skierowane pod katem wyborów prezydenckich 2024, ostrze. I to zarówno ze strony Republikanów, którzy trzymają w swych rękach Izbę Reprezentantów i mają jej spikera (to trzecia osoba w państwie) jak i wewnątrz-demokratycznej, anty-bidenowej opozycji. Republikanie mają jeszcze w zanadrzu korupcyjne powiązania syna Bidena, Huntera i słynną już zawartość jego notebooka. Obie sprawy, jak uważa się za oceanem, są rozwojowe i dają Republikanom mocne atuty w rozgrywce przedwyborczej.
Ale są także przypuszczenia, iż geneza ujawnienie teraz sprawy dokumentów u Bidena i dotychczasowy przebieg tej afery kryć może się w pewnych kręgach Partii Demokratycznej, które do tej pory nieśmiało oponowały przeciwko zgłoszeniu jego kandydatury w wyborach prezydenckich 2024. On kilka razy na ten temat wspomniał, choć były to deklaracje nie zobowiązując. Biden w 2024 r. będzie miał 84 lata.
Dlatego milczano przed listopadowymi wyborami, aby nie zaszkodzić samej partii, gdyż prognozy były dla Demokratów nader kiepskie. Wyszło lepiej, niż się spodziewano i teraz zaczynają się juz rozgrywki wewnątrzpartyjne przed rokiem 2024. To wstęp do otwartej walki o nominację. Świadectwem dla tego sposobu rozumowania wewnątrzpartyjnej kontestacji pozycji Bidena i jego najbliższego otoczenia stać się mogła wypowiedź popularnego gubernatora Kalifornii Gavina Newsoma. Zapowiedział on publicznie, iż nie będzie rywalizował z Bidenem o nominację w Partii Demokratycznej co de facto jest poparciem dla obecnego Prezydenta.
Jak widać rozgrywka przed wyborami 2024 już się zaczęła. Wspomniana rebelia wśród Republikanów w postaci kilkunastu kongresmenów-buntowników podczas wyborów spikera Izby Reprezentantów, świadczy o głębokich podziałach w elicie amerykańskiej. Partia rządzącą także jest podzielona, co jednak umyka perspektywie nadwiślańskich mediów i amerykanistów, przedstawiających Demokratów jako zwartą ekipę, popierającą bezwzględnie duet Biden – Harris.
Trzeba sobie zdać sprawę, że jeżeli Bidenowi w jego republikańskim środowisku powinie się noga, to poza sprawą dokumentów dociekliwi prokuratorzy mogą po raz kolejny przyjrzeć się zastanawiającej roli jego syna, Huntera, w spółce Burisma i skandalu korupcyjnym. Może tez powrócić sprawa nacisków Bidena na prezydenta Poroszenkę.
Dzisiejszą elitę amerykańską drążą podobne problemy jak naszą, nadwiślańską. Na imię jej: dorwanie się do władzy. Jednak badanie afery posiadania przez Bidena wbrew przepisom tajnych dokumentów, może