Po 26 lach neoliberalnej sieczki, którą serwowano nam z telewizorów, gazet czy lekcji tzw. „przedsiębiorczości” trochę zapomnieliśmy, o co chodzi z podatkami, kto powinien je płacić i po co w ogóle są. Okazuje się, że to nie jest dla wszystkich takie oczywiste.
Wczorajsza decyzja Trybunału Konstytucyjnego, który stwierdził, że tak niska kwota wolna od podatku jest niekonstytucyjna, ponieważ nie pozwala zapewnić płatnikom o niskich dochodach minimum egzystencji – to dobry powód, żeby sobie o tym przypomnieć.
Więc tak: podatki są po to, żeby państwo mogło funkcjonować. Bez nich nie będziemy mieli szkół, szpitali i przedszkoli. Po drugie – podatki mogą również pełnić funkcje społeczne, np. wyrównywać nierówności dochodowe. Dlatego kraje Europy Zachodniej mają progresję podatkową. Nie tylko dlatego, że ci, którzy mają więcej, powinni więcej dokładać. Przede wszystkim dlatego, że ci którzy mają więcej, na ogół więcej korzystają z systemu. Bo przecież wożą swoje towary po krajowych drogach, zatrudniają pracowników, którzy zdobyli wykształcenie na tutejszych uniwersytetach i leczyli się w naszych szpitalach.
Co się jednak okazało? W systemie, który został podważony przez TK, nawet najubożsi muszą oddawać pieniądze do budżetu, z którego potem wypłacana jest pomoc społeczna. To nie tylko nielogiczne i bez sensu, ale, jak się okazało – również sprzeczne z konstytucyjną zasadą sprawiedliwości społecznej.
Po pierwsze – pora zbudować system, który nie ściąga pieniędzy z tych, którzy nie wiedzą co zrobić ze swoimi 500 zł: kupić jedzenie czy zapłacić czynsz. O lekach nie wspomnę. Oni powinni pomoc otrzymywać, a nie ją finansować.
Po drugie – czas zacząć mówić o podatkach trochę inaczej. Ponieważ podatki muszą nam się kojarzyć z tym, na co są wydawane. Mówisz: podatki – myślisz: szkoła. Mówisz: podatki – myślisz: przedszkole. Myślisz szpital. Myślisz o czymś o ile nie dobrym, to przynajmniej niezbędnym lub pożytecznym.
Ale żeby móc podnieść kwotę wolną, musimy zrobić coś, żeby nie trzeba było tego ciężaru przenosić na tych, którzy mają rocznie o złotówkę więcej niż najniższa kwota roczna z minimum egzystencji – czyli 6,5 tys. zł. Dlatego niezbędne jest wprowadzenie głębokiej progresji podatkowej.
Pora skończyć z systemem, w którym biedni utrzymują bogatych – i nie starcza im na samych siebie.