17 egipskich żołnierzy i być może nawet 100 islamskich bojowników zginęło w środę w serii ataków terrorystycznych na posterunki wojskowe i policyjne na Półwyspie Synaj. To najbardziej krwawe zmagania w Egipcie od wojny arabsko-izraelskiej w 1973 roku.
Do ataków przyznała się lokalna organizacja afiliowana przy Al Kaidzie, Wilayat Sinai (Prowincja Synaj), poprzednio nosząca nazwę Ansar Beit al-Maqdis (Mistrzowie Jeruzalem). Świadkowie opisali zmagania jako pełnometrażową bitwę miejską, mówili o bojownikach strzelających do żołnierzy z dachów budynków. W lokalnym szpitalu pomocy szukało co najmniej 30 rannych cywilów.
Komentatorzy podkreślają, że – po raz pierwszy w Egipcie – ekstremiści po dokonaniu ataków nie wycofywali się, tylko usiłowali utrzymać zdobyte pozycje. Do walki z nimi wojsko użyło lotnictwa. Wprawdzie wieczorem armia zapewniała, że sytuacja jest „w 100 procentach pod kontrolą” – ale, zdaniem ekspertów, próba okupacji miasta to „nowa jakość” w działaniach terrorystów w Egipcie.
Stan wyjątkowy i godzina policyjna obowiązywały na Półwyspie Synaj od października, kiedy w podobnych atakach zginęło parudziesięciu żołnierzy. Sytuacja w Egipcie zaostrzyła się jednak w ostatni poniedziałek, kiedy to w ataku bombowym, najprawdopodobniej także przeprowadzonym przez Prowincję Synaj, zginął prokurator generalny Egiptu, Hisham Barakat. Zamach został przeprowadzony w rocznicę masowych demonstracji, które doprowadziły do obalenia islamistycznego prezydenta Mohameda Morsi, parę tygodni temu skazanego na karę śmierci za współudział w zorganizowaniu masowej ucieczki członków Bractwa Muzułmańskiego z więzienia Wadi el-Natrun w styczniu 2011.