Ależ muszą być w Platformie zdesperowani! To nie Lewica, jak by sobie tego życzyli, poleciała na łeb w sondażach po głosowaniu w sprawie Krajowego Planu Odbudowy. Partia Szymona Hołowni może i dalej pozostaje bytem wirtualnym, ale w tych samych sondażach awansowała na pierwszą siłę opozycji. Nie pomaga Rafał Trzaskowski, jego niby-błyskotliwe wywiady i niby-nowatorski pomysł Kampusu Polska. No to wyciągnęli ostatnie działo. Tusku, musisz!

Śmiać mi się chciało, kiedy w popularnych mediach czytałam przez ostatnie 48 godzin nagłówki typu Donald Tusk wraca, politycy Platformy zdradzają scenariusze (autentyk). Zabawniejszy był chyba tylko sam zainteresowany, kiedy zadeklarował, że jego limitem jest niebo. Tak się tylko składa, że to nie konkurs skoku wzwyż, tylko polityka i demokratyczne (jeszcze) głosowanie wyborców. Czy wyborcy mieli szansę oddać Platformie władzę? Mieli. Kilka razy! Nie skorzystali z tej szansy. Jasne, są miliony głosujących, którzy przy urnie poparli anty-PiS i teraz również stoją po jego stronie. Ale ciągle jest ich mniej niż tych milionów, którzy zagłosowali i zagłosują dokładnie odwrotnie. Bo nie chcą Polski śmieciówek. Polski, w której państwo nie może ludziom nic dać, „bo przepiją”, „bo dług publiczny”, „bo tak nie można, a nie można, bo nie”. Wolą kraj, który dowartościowuje nie tylko tych z wielkich miast, niechby nawet powierzchownie.

Nie chcą Polski Tuska. Z zupełnie logicznych i zrozumiałych powodów.

Część wyborców zapewne nie chce również Tuska dlatego, że usłyszała o nim w telewizji publicznej jeszcze więcej złego, niż można obiektywnie powiedzieć. I są tacy, którzy w sumie mogliby nawet zechcieć, bo obecny rząd zdążył ich rozczarować, a ich akurat wspomnienia z Polski PO nie są najbardziej drastyczne. Jednak zawsze, kiedy zaczynają myśleć o przeniesieniu głosu na opozycję, wpadają na Borysa Budkę albo innego epigona Margaret Thatcher. I znowu: rynek ureguluje, oszczędne państwo, nie wolno zabierać bogatym i zaradnym, więc biedny dalej ma być biedny. Jeśli akurat nie trafi się Budka, to z mediów wychynie Rafał Trzaskowski i jego wywody o niczym.

I nie będzie głosu na opozycję. Bo po co?

Platforma mogła wyciągnąć się za włosy z błota: na początku tego roku wyborcy, a zwłaszcza wyborczynie, z zachwytem przyjęłyby zwrot w stronę praw człowieka, jednoznaczne poparcie dla haseł demonstrujących kobiet, sprzeciw wobec siania nienawiści. Poważna część demonstrantek nie chciała przecież rewolucji w sensie ścisłym: podoba im się liberalna demokracja, nie wyobrażają sobie innej gospodarki niż kapitalistyczna, chcą być kobietami sukcesu. Wystarczyło przemawiać w ich sprawie jasno i bez hamletyzowania. A młodzież, która idzie w sondażach w lewo? Czy i jej PO nie mogła odzyskać, troszeczkę ustępując z paleo-neoliberalnych pozycji i dostawiając tęczową flagę obok europejskiej?

Wystarczyło podejrzeć ewolucję konserwatywno-liberalnych partii z Zachodu Europy i wyciągnąć wnioski. Na taką pracę koncepcyjną Tusk akurat mógł się nadać. W końcu posiedział w Brukseli, miał dobry punkt obserwacji.

Ale nie – wymyślono dla niego (sam sobie wymyślił?) rolę rycerza na białym koniu. Przybędzie, może zastąpi Budkę formalnie, może tylko nieoficjalnie. Porwie tłumy. Gazeta Wyborcza znowu zapomni o Hołowni i padnie na kolana przed starym idolem. Nastąpi totalna mobilizacja po stronie anty-PiS-u. Dokładnie tak samo jak wtedy, kiedy klęskę Kidawy-Błońskiej w wysoki wynik wyborczy przekuł Rafał Trzaskowski. Tusk rozumie Kaczyńskiego i jego powrót zmieniłby wszystko (to znowu autentyczny nagłówek z jednego z dużych portali)…

Marzenie! Nadal to PiS ma więcej zdecydowanych wyborców i więcej atutów. Owszem, zrobił wiele rzeczy złych, nawet gruntownie złych: psuje państwo, pozoruje naprawianie sądów, niszczy media, nakręca nagonki, w sprawach socjalnych jest daleki od podważania fundamentów wyzysku. Ale Tusk jest ostatnią osobą, która wiarygodnie przekona do tego niezdecydowanych głosujących.

Tym bardziej, gdy Mateusz Morawiecki przy użyciu wszystkich dostępnych tub medialnych będzie reklamował Polski Ład. I też mobilizował swoich. To przecież nie działa w jedną stronę.

Żeby była pełna jasność: ani przez minutę nie jest mi żal mi Platformy, z Tuskiem czy bez Tuska, ani jej straconych szans. Niech sobie upada albo staje się partią dla 2-3 proc. najbogatszych! Żałuję co najwyżej tego, że kiedy PO została doprowadzona do desperacji, nie ma w parlamencie nikogo, kto odważnie powiedziałby: teraz my będziemy przewodzić opozycji. Zaatakujemy władzę z lewej strony. Nie ma powrotu do czasów PO, a zarazem posprzątamy po PiS.

Widzicie takich? Ja nie.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Trochę przeraża tchórzliwość lewicy. Kiedy jeśli nie teraz mogłaby wyjść z sensownymi postulatami na temat poważnej progresji podatkowej?

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…