Site icon Portal informacyjny STRAJK

Bo we mnie jest seks

Bronisław Wildstein tak się zdziwił, że minister Rafalska zaprosiła do współpracy Anję Rubik, że wylał potok prostackich i seksistowskich uwag pod adresem modelki. Świadczący oczywiście o jego ignorancji i paternalistycznym stosunku do kobiet. Ale również oburzony tym faktem autor artykułu w „Wyborczej” dał popis nieeleganckiego zachowania. Tak się bowiem zacietrzewił w obronie Rubik, że sam zaczął robić docinki na temat życia erotycznego Wildsteina. Dyskusja na temat cudzej seksualności jest jak pole minowe – najlepiej na nie po prostu nie wchodzić.

Kobiety uznawane za atrakcyjne często padają ofiarą tej pułapki myślowej, którą Wildstein zwerbalizował wprost: „na pewno ma duże doświadczenie seksualne”. W rozmowach face to face albo w internetowych komentarzach brzmi to mniej więcej tak: jeśli „niezła dupa” albo „niezłe cycki” to również „kurwiszcze, lachociąg, puszczalska”. Wildstein dodatkowo włączył tutaj stygmatyzowanie pracownic seksualnych. A także sugerował, że jeśli kobieta „ma duże doświadczenie seksualne” to jest godna potępienia. Jego wywód stanowił zgrabny ciąg przeskoków z jednego krzywdzącego stereotypu na kolejny i kolejny, w efekcie udało mu się obrazić kobiety absolutnie z każdej możliwej perspektywy. Bo w efekcie wyszło to, co zwykle: „doświadczony” facet to zjawisko pożądane, „doświadczona” kobieta – zjawisko podejrzane. I o tych konotacjach decyduje oczywiście mężczyzna.

Wywód ten, oprócz bycia obraźliwym w zamierzeniu, był również pozbawiony wewnętrznej logiki, bo po pierwsze poziom kanonicznej atrakcyjności nie przekłada się na ilość doświadczeń seksualnych – zarówno w przypadku kobiet, jak i mężczyzn. To tak nie działa. Po drugie, ilość doświadczeń seksualnych czy ilość partnerów nie ma żadnego wpływu na kompetencje w sprawach edukacji. Istnieje rzeczywiście zjawisko „dorabiania filozofii” – i często występuje to w przypadku konserwatystów („mąż był moim jedynym partnerem – więc uważam, że powinno się prawnie zakazać seksu przedmałżeńskiego”; „jestem przeciwna antykoncepcji hormonalnej – niech nikt inny jej nie używa”). Na tej zasadzie Wildstein usiłował zbudować kostropatą analogię: Rubik jest rozwiązła – czyli będzie promować rozwiązłość. Tylko że nie przyszło mu do głowy, że człowiek niezależnie pd prezentowanych poglądów czy stylu życia jest w stanie wyjść poza własną perspektywę na rzecz całościowego oglądu i promować wybór. Rozwiązłość czy cnotliwość eksperta nie ma, a przynajmniej nie powinna mieć znaczenia dla sprawy. Nie oceniajcie własną miarą!

Natomiast rażą mnie „heheszki” autora artykułu z „GW” Stanisław Skarżyńskiego.

„»Seks (…) uznać można za czynność techniczną. Można go nauczać stosunkowo prosto podobnie jak obróbkę skrawaniem«” – pisze bowiem Wildstein, który erotyzm zna… z książek: „»od Platona poczynając, a na Scrutonie kończąc«”. Przykra to wizja, jakiś dowód zmarnowanego życia. A edukacja jest przecież również po to, żeby mieć życie – również to seksualne”.

Pomijam uproszczenie Wildsteina (kolejne) na zasadzie „edukacja seksualna = nauka uprawiania seksu”. Sugerowanie, że adwersarz ma ubogie życie seksualne w celu obrażenia i ośmieszenia go, jest nie na miejscu, zwłaszcza w ustach kogoś, kto trzy akapity wcześniej sprzeciwiał się seksizmowi. Podobne odczucia miałam, kiedy krytyka wypowiedzi Romana Sklepowicza niebezpiecznie skręcała w kierunku krytyki jego wieku czy „wąsa”. Od takich wypowiedzi po prostu należy się powstrzymać.

Znam oczywiście koncepcje o tym, że „odwrócony seksizm” czy „odwrócony rasizm” nie istnieje i nie zamierzam forsować symetryzmu. Jasne, kobiety były realnie uciskane i być może czasem w ich obronie należy krzyczeć głośniej. Ale również nie widzę powodu, aby czynić drugiemu człowiekowi to, co mnie samą obraża. To kwestia zwykłego szacunku.

Exit mobile version