Socjaldemokratyczny rząd Pedro Sancheza zamierza pobudzić gospodarkę poprzez zwiększenie siły nabywczej obywateli. W tym celu podjęto decyzję po podwyższeniu płacy minimalnej. Najniższa krajowa zanotuje największy wzrost pod ponad czterdziestu lat – wynagrodzenia najmniej zarabiających będą wyższe o 22 proc.
Decyzja gabinetu Sancheza jest zaskoczeniem, nawet dla zwolenników rządzącej obecnie socjaldemokratycznej partii PSOE. Premier stara się za wszelką cenę pokazać, że jego rząd ma zdolność do reformowania kraju po siedmiu latach rządów konserwatywnej prawicy. Socjaldemokraci mają obecnie w Kortezach tylko 84 deputowanych w 350 osobowym zgromadzeniu. Do przegłosowywania ustaw potrzebują wsparcia nie tylko lewicowej partii Podemos, ale również przedstawicieli autonomicznych regionów – posłów z Katalonii i Kraju Basków.
Podwyżka płacy minimalnej zostanie jednak wprowadzona dekretem. Decyzja ta ma zwiększyć poparcie społeczne dla rządu i zwiększyć szanse na zwycięstwo w wyborach parlamentarnych, które w Hiszpanii odbędą się najpóźniej w 2020 roku. Kiedy w czerwcu tego roku afera korupcyjna zdmuchnęła rząd Mariano Rajoya i władza znalazła się w rękach PSOE, panowało powszechne przekonanie, że socjaldemokraci rozpiszą nowe wybory. Sanchez postanowił jednak wykorzystać okazje i pokazać potencje polityczną w ramach gabinetu mniejszościowego. Obecnie w Hiszpanii mamy do czynienia z niecodziennym rozkładem poparcia społecznego do sił politycznych. Cztery partie – PSOE, prawicowa Partia Ludowa, lewicowe Podemos i sponsorowane przez wielki kapitał ugrupowanie Ciudadanos cieszą się sympatią ok. 20 proc. respondentów. Liderem jest obecnie formacja Sancheza, którą w ostatnim sondażu wskazało 24 proc. ankietowanych. Poparcie na najsłabszego w tej stawce Podemos jest jednak o 7 pkt proc. niższe.
Sanchez zdaje sobie sprawę, że 2020 roku jego ugrupowanie może sięgnąć po władzę, ale równie dobrze może też zająć czwarte miejsce. Jego targetem jest zarówno elektorat „tradycyjnej lewicy” o który walczy z Podemos, jak również segmenty centrowe. Dlatego też podwyższające płace minimalną liczy oczywiście na poklask ze strony najbardziej potrzebujących wsparcia, jak również przedsiębiorców, którzy mogą zwiększyć obroty dzięki stymulacji popytu wewnętrznego. Premier swój przekaz kieruje jednak przede wszystkim do klasy pracującej.
– Bogaty kraj nie może mieć biednych pracowników – mówił podczas przemówienia w Kortezach Pedro Sanchez, tłumacząc w ten sposób deputowanym plan podwyższenia najniższej krajowej o 22,3 proc. do 900 euro w przyszłym roku.
Sanchez zapisuje się w ten sposób w historii swojego kraju, bo będzie to najwyższy wzrost płacy minimalnej od 1977 r., kiedy również socjaldemokratyczny rząd podwyższył ją o ponad 29 proc. Projekt podwyżki ma zostać przyjęty 21 grudnia na wyjazdowym posiedzeniu rządu w Barcelonie.
Przeciwko podwyżce protestuje kapitał bankowy oraz parlamentarni wykonawcy jego jego woli z partii Ciudadanos. Prezes Banco Espana Pablo Hernandez de Cos straszy, że wzrost minimalnej doprowadzi do likwidacji 0,8 proc. miejsc pracy w Hiszpanii.