Być może zapłacisz za swoje futro kartą Mastercard, ale krwi z rąk nie domyjesz jeszcze długo.

vlcsnap-2015-01-31-09h29m12s121“Eleganckie futra z norek są jedną z naszych propozycji na nadchodzący sezon jesienno-zimowy. (…) Wszystkie futra zostały przy tym wyprodukowane ze starannie wyselekcjonowanych grzbietów norek i precyzyjnie wykończone, dzięki czemu są nie tylko ciepłe, lecz także prezentują się elegancko. Podążając za trendami i potrzebami klientek, przygotowaliśmy modele zarówno rozkloszowane, jak i wcięte w talii”. To reklama pierwszego z brzegu sklepu internetowego, który wyskoczył mi w wyszukiwarce.

Kup. Zabłyśnij. Winter is coming. Niech w święta, ten czas miłości i przebaczenia, ogrzewają cię tylko wyselekcjonowane grzbiety norek.

fot. "Viva!"
fot. „Viva!”

W książce “Medaliony” Zofii Nałkowskiej jest rozdział o ludziach, których przerobiono na mydło. “Każdy się bał tym mydłem myć na początku… Obrzydzenie było do tego mydła. Zapach miało niedobry”. Naziści oprócz mydła produkowali też abażury z ludzkiej skóry, a Ilse Koch w Buchenwaldzie wycinała tatuaże z ciał więźniów. Lubiła patrzeć, jak mienią się w świetle. W odniesieniu do człowieka zdaje się nam to niewyobrażalnym złem. Pytamy: „Jak mogło się zdarzyć?”. W odniesieniu do innych istnień “nie boimy się myć tym mydłem”. Obszywamy rękawiczki, kołnierze i torebki męką żywych stworzeń. Bardzo boli nas sformułowanie “polskie obozy”, ale z pełną premedytacją otwieramy nowe. Bo nie umiera tam nasz gatunek.

Ferm futrzarskich działa w Polsce ponad siedemset. Umierają tam norki, lisy, jenoty, tchórzofretki i szynszyle. Jak umierają?

Jak umierają - grafika ilustrująca raport "Vivy!" na temat przemysłu futrzarskiego w Polsce
Jak umierają – grafika ilustrująca raport „Vivy!” na temat przemysłu futrzarskiego w Polsce

Dodajmy, umierają tak te, które miały więcej szczęścia. Nie padły we własnych odchodach, poranione i na wpół zjedzone przez inne zwierzęta. Nie rozbito ich głów o ścianę. Nie grano nimi w piłkę.

Nie rusza cię to, co? „Bo ludzie od zawsze…”. Nie, nie od zawsze. Przemysł, w którym miliony istnień rodzą się i spędzają życie w „bydlęcym wagonie”, którym jadą na śmierć, bo od początku są tylko produktem – tego ludzkość nie znała „od zawsze”. To wyrosło w świecie odhumanizowanym i korporacyjnym – w którym konsumujesz, aż zwymiotujesz. W świecie, gdzie resztki – na przykład żywe kurczęta, wrzucasz do niszczarki.

„Pod względem liczby zwierząt hodowanych na futro jesteśmy drugim krajem w Europie, tuż za Danią. Znajduje się u nas ponad 700 ferm zwierząt futerkowych mięsożernych – norek, lisów, jenotów i tchórzofretek. Łącznie co roku zabija się ich w Polsce ponad 8 mln. Ferm zwierząt futerkowych roślinożernych – głównie szynszyli i królików, a także nutrii – jest ponad 400”.

To fragment opracowania na podstawie raportu na temat przemysłu futrzarskiego, przygotowywanego przez fundację Międzynarodowy Ruch Na Rzecz Zwierząt „Viva!”. Idźmy dalej:

„Przez rok prowadziliśmy śledztwo na fermach. Zgromadziliśmy całkiem pokaźny materiał filmowy i zdjęciowy, z którego jasno wynika, że na fermach nie dba się o dobro zwierząt. (…) gdyby człowiekowi ograniczyć proporcjonalnie przestrzeń tak, jak odbywa się to w przypadku lisów, całe życie musiałby spędzić w pomieszczeniu o powierzchni 0,8 mkw i wysokości niespełna 1,9 m! Obliczyliśmy, że taką powierzchnię ma przeciętna trumna”.

3 września podczas ostatniej interwencji fundacji na nielegalnej fermie lisów w Przyjmie w województwie świętokrzyskim działaczom „Vivy!” towarzyszyła kamera „Uwagi!” TVN.

„Podczas akcji udało się zabrać pięć zwierząt. Jeden z lisów miał otwartą ranę na ogonie i łapie. Po przewiezieniu go do lecznicy okazało się, że ma muszycę – larwy much dosłownie zjadały go od środka! Pozostałe cztery lisy, równie wycieńczone i wyniszczone, miały więcej szczęścia. Przeżyły i znajdują się pod naszą opieką w schronisku w Korabiewicach”. – komentuje dla strajk.eu uczestniczka interwencji.

przyjmo

przyjmo4

przyjmo3
Interwencja „Vivy” na nielegalnej fermie lisów. Fot. dzięki uprzejmości MRNRZ „Viva!”

przyjmo2

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Na innych fermach, które wolontariusze skontrolowali przez ostatni rok, warunki są podobnie przerażające:

„Było kilka przypadków, obok których nie mogliśmy przejść obojętnie. Na jednej z ferm natknęliśmy się na lisa w tragicznym stanie – z wystającą z kikuta łapy gołą kością. Niestety nie udało się go uratować – został zabity przez hodowcę, zanim nadeszła pomoc.
Udało się natomiast uratować niespełna dwutygodniowego, ślepego jeszcze szczeniaka z jednej z podkarpackich ferm. Prawdopodobnie wypadł kilka godzin wcześniej przez pręty klatki – pełzał po podłożu pełnym odchodów i brudu. Nie miał ogona – możliwe, że odgryzł go inny lis. Rana po ogonie była zarobaczona. Lisiczkę udało się jednak odratować – do dzisiaj znajduje się pod opieką fundacji i szczęśliwie żyje w Krakowie z innymi uratowanymi lisami”.

 

Jutro nie będzie futra

Rozmawiamy z Martyną Kozłowską z „Vivy!”, współautorką filmu „Jutro będzie futro”, zaangażowaną w kampanię antyfutrzarską.

Wreszcie w czymś jesteśmy najlepsi. Polska to Eldorado dla przemysłu futrzarskiego. Pod czyją kontrolą realnie pozostają fermy?

Martyna Kozłowska na warszawskim Dniu Bez Futra 2016
Martyna Kozłowska na warszawskim Dniu Bez Futra 2016

Eldorado dla przemysłu, a piekło dla zwierząt, przyrody i społeczeństwa. Fermy znajdują się przede wszystkim pod kontrolą Inspekcji Weterynaryjnej i Inspekcji Ochrony Środowiska.
Regularnie powinna je jednak kontrolować ta pierwsza. Z naszych statystyk wynika, że bywa z tym różnie. W ciągu ostatnich kilku miesięcy wysłaliśmy wniosek o dostęp do informacji publicznej do ponad 300 Powiatowych Inspektoratów Weterynarii z prośbą o dane na temat przeprowadzanych kontroli. Przeanalizowaliśmy je i dopatrzyliśmy się masy nieścisłości Okazuje się, że kontrole przeprowadzane są średnio raz do roku, przy czym więcej kontroli dotyczy sposobów transportu i przechowywania produktów ubocznych pochodzenia zwierzęcego, niż dobrostanu zwierząt. Zastanowiło nas też to, że na niektórych dużych fermach kontrole był zadziwiająco krótkie. Czas kontroli jednej z ferm w województwie wielkopolskim wyniósł na przykład 30 min. Znajdowało się na niej ponad 20 tys. norek. Gdyby inspektor miał obejrzeć każdą norkę, musiałoby to oznaczać, że w ciągu minuty obejrzał 667 norek, co wydaje się nie tylko nieprawdopodobne, ale też zwyczajnie niewykonalne. W przypadku innej fermy przejście pawilonami, w których znajdują się klatki z norkami ma łącznie 7046 m. Pani inspektor podczas planowej kontroli dobrostanu pokonała tę odległość (i skontrolowała dobrostan norek, a także wypełniła protokół kontroli) w ciągu 30 min. Żeby tego dokonać musiałaby w tej sytuacji biec przez cały czas z prędkością około 14 km/godz.

Co może inspektor weterynarii? Jak wygląda procedura? Przychodzi kontrola do hodowli. I co?

Inspektor ma prawo skontrolować fermę pod względem dobrostanu zwierząt, przechowywania ubocznych produktów pochodzenia zwierzęcego oraz dobrostanu podczas uśmiercania. Podczas kontroli z dobrostanu inspektor powinien sprawdzić m.in. wymiary i powierzchnię klatek, to, czy zwierzęta są karmione przynajmniej dwa razy dziennie oraz czy mają stały dostęp do wody.

Trwa zbiórka pieniędzy na wydanie raportu "Vivy!" - wesprzyj na wspieram.to/futroniemajutra
Trwa zbiórka pieniędzy na wydanie raportu „Vivy!” – wesprzyj na wspieram.to/futroniemajutra

Znacie przypadki zamknięcia hodowli po przeprowadzeniu kontroli? Ile to jest procentowo?

Nie znamy takich przypadków. Zazwyczaj na hodowcę nakłada się karę i wydaje stosowne zalecenia.

Jakie wyroki zapadają za znęcanie się nad zwierzętami na fermie czy w ubojni?

Zbyt niskie. Niestety są to najczęściej kwoty rzędu od kilkuset do kilku tysięcy złotych. Zdarzają się też wyroki więzienia w zawieszeniu, ale bardzo rzadko. Ostatnio po długiej batalii w sądzie udało nam się wywalczyć większą karę dla pracowników fermy w Giżynie, którzy znęcali się nad norkami. Początkowo sąd orzekł, że mają zapłacić po 800 zł kary. Odwołaliśmy się i wyrok został zmieniony na 6 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata oraz prawie 5 tys. zł kosztów, grzywny i nawiązki. To jednak wciąż za mało naszym zdaniem. Hodowcy nie odczuwają tych wyroków, nic więc sobie nie robią z przepisów i, niestety, dobra zwierząt.

Kto i za ile idzie pracować na fermie? Macie takie dane?

Nie ma na ten temat oficjalnych informacji, od mieszkańców miejscowości, w których znajdują się fermy, wiemy, że najczęściej zatrudnia się dzisiaj Ukraińców, co jednocześnie zbija argument hodowców, którzy twierdzą, że zapewniają lokalnej społeczności miejsca pracy.

Jaka jest świadomość “w narodzie”? Fermy zwykle powstają na obrzeżach mniejszych miejscowości, w Polsce “B”. Czy jest tak, że mieszkańców z reguły obchodzi a) żeby ludzie mieli pracę b) żeby nie za blisko wsi, bo boją się chorób?

Dla mieszkańców argument o potencjalnych miejscach pracy, który często wysuwają hodowcy, jest niezwykle istotny. Na szczęście coraz rzadziej dają się na niego nabrać. Budowa fermy przynosi bowiem więcej szkody niż pożytku. Członkowie Polskiego Związku Hodowców i Producentów Zwierząt Futerkowych w wielu wywiadach powtarzają, że na fermach pracę znajduje aż 50 tys. osób. Tymczasem według europejskiej organizacji Fur Europe liczba wszystkich osób zatrudnionych w całym łańcuchu produkcji w Europie wynosi 60 tys. osób. Informację o 50 tys. zatrudnionych można także znaleźć w raporcie „Wpływ ekonomiczny branży hodowców zwierząt futerkowych na gospodarkę Polski”, przygotowanym na zlecenie PZHiPZF przez PwC w 2014 roku. Informacja ta miała pochodzić z Ministerstwa Rolnictwa, które jednak w oficjalnym piśmie poinformowało nas, że nie dysponuje ani nigdy nie dysponowało informacjami na temat zatrudnienia w tej branży.
Dlaczego jeszcze mieszkańcy nie chcą ferm? Dlatego, że takie gospodarstwo najzwyczajniej w świecie śmierdzi. To siedlisko szczurów i much. Te czynniki wpływają na atrakcyjność turystyczną i ceny nieruchomości w regionie.

Co może Parlamentarny Zespół Przyjaciół Zwierząt?

Jesteśmy jego członkiem. Po pierwsze Zespół kształtował w dużej mierze dzisiejszą ustawę o ochronie zwierząt. Wprowadził do niej dużo poprawek, bez których na przestrzeni lat nic by się nie zmieniło. W przypadku zakazu hodowli zwierząt na futro trzeba zaznaczyć, że w tym temacie w Sejmie działa olbrzymie lobby futrzarskie. Musimy pamiętać, że hodowcy to ludzie bardzo bogaci, wpływowi. Mają swoje związki, media, gazety. Często są wśród nich politycy, którzy zasiadają na ławach sejmowych. Niełatwo jest nam więc dojść do głosu. Podczas ostatniego posiedzenia Zespołu temat futer zdominował spotkanie, na którym pojawili się przedstawiciele PZHiPZF. Wraz z innymi organizacjami skutecznie odpieraliśmy ich argumenty, ale czas pokaże, jaki to przyniesie skutek. W polityce niestety nie wystarczy mieć racji. Trzeba mieć wpływy, a politycy muszą czuć, że wdrożenie jakiejś zmiany im się po prostu najzwyczajniej w świecie opłaca. Dlatego tak istotne jest poparcie społeczne dla zakazu. Według badań, które przeprowadził dla nas na zlecenie instytut GfK, już ponad 67 proc. Polaków jest za wprowadzeniem zakazu. Do polityków to przemawia, bo to ich potencjalni wyborcy.

Kto dziś w Polsce nosi naturalne futra i dodatki? Gdzie są eksportowane “produkty” z polskich hodowli?

Eksportowane są głównie do Chin i do Rosji. Polki nie chcą już nosić futer. Producenci się jednak wysprytnili i wszędzie je wpychają – obszywają nimi kołnierze, torebki, rękawiczki, robią breloczki z królików i czapki z jenotów.

Sztuczne futra są jeszcze bardziej szkodliwe dla środowiska, mówią. Służą człowiekowi krócej, a rozkładają się dłużej, mówią.

Zarówno sztuczne, jak i prawdziwe są szkodliwe. Nie zawsze łatwo ocenić, które bardziej, ale mit o ekologiczności futer naturalnych jest mocno na wyrost. Jeśli wziąć pod uwagę cały proces produkcji, od urodzenia zwierzęcia na fermie, po obróbkę skór w garbarniach, ich farbowanie i utrwalanie, szybko ukazuje się, że futra naturalne niewiele mają wspólnego z naturalnością.
Dla mnie wystarczy, że sobie wyobrażę, jaki zapach wydziela pies po spacerze w deszczu. Prawdziwe futro bez silnej obróbki chemicznej tak samo by śmierdziało! Ba, zaczęłoby się rozkładać już po kilku dniach i żadna kobieta by tego na siebie nie włożyła.

Czego dowiemy się z raportu, który przygotowujecie? Do kogo trzeba z nim pójść, żeby coś się zmieniło?

Zebraliśmy do kupy wszystkie podstawowe informacje, które mamy na temat przemysłu futrzarskiego w Polsce. Ponadto obnażamy jego kłamstwa. Piszemy w raporcie o kontrolach, a raczej ich braku, ale też o sposobach na omijanie prawa przez hodowców. Obszernie omawiamy temat futrzarskiego lobby.
Raport będzie dostępny online, a w wersji drukowanej trafi do polityków, Inspektoratów Weterynarii, dziennikarzy i gmin. Myślę, że będzie bardzo przydatnym, merytorycznym narzędziem w walce o wprowadzenie zakazu.

Komu pokazaliście “jutro będzie futro”? Był jakiś odzew ze strony polityków?

„Jutro będzie futro” to pierwszy pełnometrażowy film dokumentalny o polskim przemyśle futrzarskim. Miał premierę pod koniec stycznia 2016 roku i od tego czasu w całej Polsce odbyło się już ponad 100 pokazów. Film był tez wyświetlany w szkołach i w miejscowościach, w których planuje się budowę fermy. Niedługo planujemy wydać DVD z filmem i wgrać go na YouTube.

Dziękuję za rozmowę.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Halo, czy dr Lynch?

August Grabski, profesor Wydziału Historii Uniwersytetu Warszawskiego, wykładowca, ciesząc…