Brazylia nie chce marionetki kapitału w roli prezydenta
PN
W Kraju Kawy trwają protesty przeciwko polityce Michaela Temera. Posłuszny wobec Waszyngtonu i międzynarodowego kapitału prezydent zamierza zaaplikować społeczeństwu kolejną serię antyspołecznych cięć i oszczędności. Brazylijczycy nie zamierzają się na to zgodzić.
Wczorajszy protest nie był tak liczny jak strajk generalny, który sparaliżował Brazylię 28 kwietnia, jednak w głównych miastach – Rio de Janeiro czy Brasilii zanotowano poważne problemy z ruchem. W Rio wściekły tłum zablokował główne arterie komunikacyjne oraz drogi prowadzące na lotnisko, co spowodowało korki sięgające 50 kilometrów. Mieszkańcy ze zrozumieniem odnieśli się jednak do całej sytuacji. – Nie chcę żyć w kraju, w którym legalnie wybrana prezydent jest odsuwana od władzy przez skorumpowanych polityków, tylko dlatego, że próbowała coś zrobić dla ludzi, nie dla bankierów – powiedziała Martina, jedna z mieszkanek Rio, odnosząc się do sprawy usunięcia z urzędu Dilmy Rousseff, poprzedniej socjaldemokratycznej prezydent, wobec której wytoczono zarzuty niewłaściwego wykorzystywania środków publicznych i z powodzeniem zastosowano procedurę impeachmentu.
Ataki na Rousseff rozpoczęły się kiedy polityczka obniżyła stopy procentowe, przynosząc ulgę tonącym w długach obywatelom. Jej następca – Michael Temer niemal od razu po objęciu urzędu przywrócił poprzednią wysokość stóp, zdobywając poklask banksterskich środowisk. Teraz jednak sam jest oskarżony o przyjmowanie łapówek, a obecne na ulicach tłumy domagają się jego ustąpienia. Temer ma jednak poważnych sojuszników – międzynarodowy kapitał i Stany Zjednoczone, których interesów jest posłusznym wykonawcą. W ostatnich miesiącach zapowiedział drastyczne zmniejszenie wydatków na cele socjalne oraz służbę zdrowia.
„Strajki i demonstracje są środkami, do których uciekamy się, aby wywrzeć presję na rząd i zmusić go do poważnych negocjacji m.in. dotyczących zamierzonej przez rząd Temera liberalizacji rynku pracy” – oświadczył sekretarz generalny syndykatu Siła Związkowa, Carlos Goncalves.
Administracja prezydenta tnie wydatki na cele socjale, które w w ciągu kilkunastu lat pozwoliły wydobyć z biedy prawie 20 milionom obywateli. Bezprecedensowy sukces rządów lewicy może zostać teraz przyhamowany. W przeddzień strajku generalnego rząd ogłosił również decyzję o podwyższeniu wieku emerytalnego: dla kobiet z 55 do 62 lat, a dla mężczyzn – z 60 do 65 lat. Efektem rządów Temera jest załamanie gospodarcze. W dwustumilionowym kraju szaleje bezrobocie, które osiągnęło rekordowy poziom. Według Brazylijskiego Instytutu Geografii i Statystyki bez pracy pozostaje obecnie 14,2 miliona osób, co stanowi 13,7 proc. mieszkańców w wieku aktywności zawodowej.