Niewolnikom mogła udać się ucieczka z niewoli, ale współcześni panowie próbują dopaść ich potomków. Brazylijscy „quilombos” tj. prawnuczki i prawnuki niewolników, którym przez zniesieniem niewolnictwa (w 1888 r.) powiodły się ucieczki, organizują ruch oporu przeciw oligarchom, którzy chcą ich wyrzucić z zajmowanych terenów. Problem dotyczy głównie dużych miast.
Jest ich dzisiaj zaledwie kilka tysięcy. Prawie wszyscy są wyznawcami candomblé, afro-brazylijskiej religii dawnych niewolników, która jest mieszanką katolicyzmu z rytuałami plemiennymi i animistycznymi wierzeniami afrykańskimi. Mają dwóch wrogów: Kościół katolicki, ze względu na swoje „szkodliwe herezje” i miliarderów/milionerów, z powodu sąsiedztwa.
Ci niewolnicy, którzy uciekli swoim panom, zakładali swoje siedziby głęboko w lasach, by nie dać się schwytać. Niektóre takie „quilombo”, które powstały kiedyś schowane np. w lesie nad morzem, zostały jednak wchłonięte przez dynamicznie rozwijające się miasta, jak Rio de Janeiro. Handlarze nieruchomościami postępowali z nimi mniej więcej tak, jak polscy „czyściciele kamienic”, by ich wyrzucić z ziemi, która stała się atrakcyjna. W 2003 r. lewicowy prezydent Lula wprowadził wreszcie prawa ochronne, ale to nie zamknęło sprawy w Rio.
Np. quilombo leżące dziś w dzielnicy Lagoa Rodrigo de Freitas, które kiedyś było izolowanym gęstym lasem, jest dziś szczelnie otoczone luksusowymi rezydencjami oligarchów, bo niedaleko stąd do szykownej Ipanemy. „Quilombos” kultywują uciekinierską przeszłość swoich przodków i żyją głównie ze swojej muzyki, która denerwuje bogatych sąsiadów. Miasto zabroniło im grać po 20, ale i tak wielcy właściciele nie są zadowoleni, bo chcieliby przejąć tę ziemię, a Afro-Brazylijczycy nie chcą jej sprzedać. Naloty policyjne, odcinanie mediów i elektryczności, ataki przez wynajętych bandziorów, sprawiły, że „quilombos” postanowili przeciwdziałać. Będą w nowym roku demonstrować, aż bogaci „dadzą spokój”.
Ich protesty rzadko są jednak skuteczne. Np. quilombo Camorim, założone w XVI w., zostało w 2014 r. zrównane z ziemią przez buldożery, bo potrzebny był teren na budowę hotelu dla arbitrów Igrzysk Olimpijskich. Nawet mała społeczność Pedra do Sal (25 rodzin), która żyje do dziś przy nabrzeżu Valongo, uznanym przez UNESCO za część dziedzictwa światowego (tu „wyładowywano” setki tysięcy afrykańskich niewolników), nie może być pewna swego. Rząd jest dziś mocno prawicowy, więc „czyścicieli” nikt już nie niepokoi.