Brazylijska prawica przejęła władzę, a jeśli społeczeństwu się to nie podoba, to tym gorzej dla społeczeństwa. Wczoraj policja zaatakowała pokojową manifestację związków zawodowych w Sao Paulo.
Dilma Rousseff została oficjalnie usunięta z urzędu w ubiegłym tygodniu. Prawicowi i „centrowi” senatorowie, głosujący za impeachmentem z powodu maskowania wielkości deficytu państwowego i manipulowania budżetem, sami są znani – podobnie jak i deputowani niższej izby parlamentu – jako bohaterowie mniejszych lub większych afer korupcyjnych. Nowy prezydent Michel Temer, do niedawna wiceprezydent, został skazany w sprawie o nielegalne finansowanie kont w czasie wyborów. Na wszystkie błędy Partii Pracujących, które kosztowały ją część masowego poparcia, prawica ma lekarstwo gorsze od choroby – zapowiada już cięcia w programach mieszkaniowych, edukacyjnych, socjalnych, chce prywatyzować szkoły i placówki służby zdrowia. Ministerstwo ds. Kobiet, Równości Rasowej i Praw Człowieka również padło ofiarą impeachmentu, który – nietrudno to zauważyć – był właściwie przeprowadzonym w białych rękawiczkach zamachem stanu.
Prawica, zdobywszy władzę, nie ma zamiaru jej oddawać. Wczoraj policja brutalnie zaatakowała pokojową demonstrację zorganizowaną w Sao Paulo przez związki zawodowe i różne organizacje lewicowe. Demonstranci wzywali do przeprowadzenia przedterminowych wyborów prezydenckich i domagali się, by Michel Temer zrezygnował z urzędu prezydenckiego. Według organizatorów w marszu szło przynajmniej 50 tys. osób. Manifestacja przeszła na jeden z placów w zachodniej części miasta i tam została zakończona. Gdy uczestnicy już się rozchodzili, zostali potraktowani gazem łzawiącym, u wejść na kilka stacji metra wybuchła panika. Policja uzasadniła swój czyn – który tylko cudem nie zakończył się wieloma ofiarami – potrzebą „powstrzymania wandali”, którzy ponoć zaatakowali pod koniec pochodu.
Mniejsze demonstracje przeciwko zamachowi stanu miały miejsce w Rio de Janeiro, Kurytybie i kilku innych miastach. Prawica czuje się jednak bardzo mocna. Wierzy, że w sytuacji, gdy znaczna część brazylijskiego społeczeństwa czuje się rozczarowana ogólną sytuacją polityczną stłumienie działań najwierniejszych zwolenników Rousseff to kwestia czasu. Dał temu wyraz Michel Temer zapytany o protesty przez dziennikarzy na szczycie G20. – To małe grupy, nie ruchy masowe – skwitował.
Putin: jesteśmy gotowi do wojny jądrowej
Prezydent Rosji udzielił wywiadu dyrektorowi rosyjskiego holdingu medialnego „Rossija Sego…
Jak to dobrze od czasu do czasu przeczytać dobrą wiadomość na tym portalu
Temer ma poniekąd rację: prez. Rousseff uważała, że można stworzyć system dobry dla wszystkich, łagodną socjaldemokratyczną „alternatywę” dla kapitalistycznego wyzysku. „Ale od tej demokracji kapitalistycznej, siłą rzeczy ograniczonej, odsuwającej cichaczem biedotę i dlatego na wskroś obłudnej i kłamliwej, rozwój nie postępuje naprzód w sposób prosty, równy i gładki, ku 'coraz większej demokracji’, jak przedstawiają sprawę liberalni profesorowie i drobnomieszczańscy oportuniści. Bynajmniej. Rozwój naprzód, tzn. do komunizmu, idzie poprzez dyktaturę proletariatu i inaczej iść nie może, bo nikt inny nie może złamać oporu wyzyskiwaczy-kapitalistów i w żaden inny sposób dokonać tego nie można’.
Tego DR nie rozumiała, układając się z rodzimymi i międzynarodowymi kapitalistami oraz imperialnym centrum w USA. I za to zapłaciła odsunięciem z urzędu.