Sekretarz stanu w węgierskim ministerstwie do spraw zasobów ludzkich, Bence Retvari, mówi w wywiadzie dla dziennika „Magyar Hirlap”, że zwrócił się do Brukseli z prośbą o dofinansowanie ośrodka dla nieletnich uchodźców pod Budapesztem, ale został zlekceważony.
Węgry zwróciły się o dofinansowanie w wysokości 3,6 mld forintów (równowartość 50 milionów złotych). Dziecięcy ośrodek w Fot pod Budapesztem ma oficjalnie pod opieką około setki osób – dzieci i młodzieży w wieku 14-18 lat, jednak Retvari mówi, że realnie w tej chwili przebywa ich w ośrodku około 300. Do ośrodka trafiają osierocone i porzucone dzieci uchodźców, które z różnych względów znalazły się w obcym kraju bez opieki.
– Odszukaliśmy odpowiednie osoby, bo w Brukseli jest specjalny fundusz migracyjny. Byłoby zasadne, żeby dorzucili się do kosztów, bo tylko w zeszłym roku na Węgry trafiło 9 tys. nieletnich nie-Węgrów bez opieki, których utrzymujemy „jak własnych”. Prośba okazała się jednak daremna, dostaliśmy w odpowiedzi dwuzdaniową odmowę, w której poinformowano, że nie dostaniemy ani grosza wsparcia. Czyli, co z tego, że w Brukseli mówi się o europejskiej solidarności, skoro gdy naprawdę trzeba by pokryć część kosztów humanitarnych, spotykamy się z odmową – powiedział Retvari w wywiadzie dla „Magyar Hirlap”, na który powołuje się „Rz”.
Węgrzy czują się pozostawieni sami sobie, trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że przed październikowym referendum w sprawie przyjmowania obowiązkowych kwot uchodźców, będą szukać winnych w Brukseli, zarzucać jej brak solidarności i tworzyć wrażenie, że Europa nie ma zamiaru wziąć odpowiedzialności za los uchodźców, a potrafi jedynie wygłaszać piękne deklaracje. Dopiero co weszły w życie restrykcyjne przepisy, pozwalające na „cofnięcie” nielegalnych imigrantów, którzy przekroczyli granicę i przedostali się do 8 km w głąb kraju,