Site icon Portal informacyjny STRAJK

Brukselo, czas już na atomówkę

fot. Zuzanna Kochel

Nikt nie lubi Komisji Europejskiej. Może poza garstką liberałów od Guy Verhofstadta i podobnych euroentuzjastów w starym stylu, którzy na przekór większości z prawa i lewa uważają to ciało za refleksyjność najwyższą. Prawda jest jednak taka, że KE to narzędzie etapowo wdrażające i podtrzymujące na Starym Kontynencie neoliberalny projekt. Dla większości obywateli unijnych państw ludzie Jean-Claude Junckera jawią się jako odrealniona kasta, mająca problem z legitymizacja społeczną, bo nie obierana w żadnych wyborach, a jedynie za pośrednictwem Parlamentu Europejskiego. O tym jak brutalnie potrafi zadziałać w obronie interesów możnych tego świata, przekonali się w 2015 roku Grecy, kiedy KE zignorowała ich demokratyczne OXI (nie) w referendum o przyjęciu drakońskiego programu cięć i oszczędności. Lewicowy premier Tsipras został wtedy upokorzony w Brukseli, a społeczeństwo Hellady zawyło z bólu, kiedy rząd będący ich ostatnią nadzieją został zmuszony do egzekucji długu z ich kieszeni.

Dzisiaj Komisja Europejska jest ostatnią nadzieja na zatrzymanie coraz śmielej instalowanej dyktatury narodowo-konserwatywnej prawicy w Polsce. Protest pod Sejmem, na którym opozycja zaprezentowała to, co ma najgorszego – Frasyniuka i Balcerowicza, pokazuje, że Kaczyńskiego na pewno nie jest w stanie zastopować żadna wewnętrzna siła. Smutna to konstatacja, bo źle mówi również o oddolnych, prospołecznych siłach, które nie zdołały przez te 28 lat osiągnąć takiego poziomu konsolidacji, by mieć jakikolwiek wpływ na polityczny proces. Frans Timmermans, na konferencji zapowiedział, że Bruksela jest bliska uruchomienia słynnego art. 7 traktatu o Unii Europejskiej, nazywanego “artykułem atomowym”. Wiceszef Komisji Europejskiej powtórzył to, co jego otoczenia powtarzało już w ubiegłym roku – żerządy Prawa i Sprawiedliwości są zaprzeczeniem “unijnych wartości”, ze wskazaniem na ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa, o sądach powszechnych i projekt ustawy o Sądzie Najwyższym. Według Timmermansa zmiany te stanowczo „wzmacniają systemowe zagrożenie dla rządów prawa”. Co może KE zrobić Polsce? Na początek może to być oficjalna reprymenda, a na końcu są poważniejsze sankcje, m.in. odebranie prawa głosu podczas głosowania Rady Europejskiej, co dla każdej władzy, zwłaszcza mającej obsesję na punkcie ochrony suwerenności, jak ta obecna w Polsce, jest z pewnością sporym upokorzeniem. Teoretycznie możliwe jest również zamrożenie części dotacji strukturalnych, których Polska przez lata była jednym z głównych beneficjentów. Tak czy inaczej – dla PiSu będzie to poważny problem, a obywatele, co pokazał przykład klęski podczas wyborów przewodniczącego RE, bardzo źle reagują w sondażach na kompromitacje na europejskim podwórku.

Można przypuszczać, że ekipa Kaczyńskiego ma plan na wariant otwartego konfliktu politycznego z Brukselą. I być może znajdzie nawet poparcie społeczne dla rozszerzenia wojny na poziom wspólnoty. Jeden z sondaży pokazał niedawno, że Polacy woleliby opuścić Unię niż przyjąć uchodźców w ramach relokacji. To być może sygnał, że przywiązanie polskiego społeczeństwa do UE nie jest tak silne, jak by się mogło wydawać. Do myślenia daje też Plan Morawieckiego, który zakłada przestawienie zasilania polskiej gospodarki – zamiast strumienia brukselskich dotacji, ma być ona napędzana zorganizowanymi przez państwo inwestycjami publiczno-prywatnymi. Udział unijnych funduszy w wizji wicepremiera jest znikomy. Dlatego też tym bardziej z nadzieją powinniśmy wypatrywać odsieczy zza Odry i kibicować szybkości działania tamtejszych decydentów. Nie czekajcie z tą atomówką, walcie śmiało.

Exit mobile version