Navjot Sawhney jest podóżnikiem. W ciągu 12 miesięcy odwiedza 12 krajów. Wiele widział i sporo przeżył w swoim życiu. Nigdy jednak nie doznał takiego poniżenia jak w Polsce, którą odwiedził, aby zobaczyć obóz koncentracyjny w Oświęcimiu.
Brytyjczyk z hinduskimi korzeniami jest wyznawcą sikhizmu – piątej religii świata. Do Polski przyjechał w piątek. Zobaczył obóz zagłady Auschwitz-Birkenau, gdzie – jak wspomina – płakał tego dnia po raz pierwszy. Wieczorem, już w Krakowie, wybrał się na spacer po rynku w towarzystwie przyjaciela. Przy ulicy Szewskiej chcieli wstąpić do jednego z lokali. Wtedy właśnie został napadnięty przez polskiego rasistę. „Ochroniarz klubu Shakers Kraków nie chciał mnie wpuścić. Zbluzgał mnie, splunął na mnie i nazwał terrorystą. Nie ustąpiłem, nawet gdy otoczył mnie razem z pięcioma kolegami. Uprzejmie tłumaczyłem, że jego zachowanie jest dla mnie obraźliwe. Zaoferowałem nawet, że uściśniemy sobie ręce, zostaniemy przy swoim zdaniu i pójdziemy dalej” – relacjonuje Sawhney na swoim profilu na Facebooku. Goryle nie chcieli jednak z Brytyjczykiem rozmawiać. „Nie podobała mu się moja twarz i turban. Uderzył mnie tak mocno, że nakrycie głowy spadło do kałuży, po czym je podeptał” – opisuje Sawhney.
Żenujące przedstawienie miało swój drugi akt, kiedy na miejscu pojawił się wezwany przez Sawhneya patrol policji. „Spisali notkę na temat ochroniarza, ale powiedzieli także, że w Polsce nie powinienem oczekiwać takiego samego traktowania jak w Wielkiej Brytanii. Że w Polsce ludzie biali i o ciemniejszej skórze są różni. I że jeśli naprawdę chcę kontynuować konwersację, muszę udać się z nimi do samochodu. Słysząc, że nie powinienem oczekiwać takich samych praw co biali, odrzuciłem tę ofertę” – opowiada mężczyzna.
Incydent był dla Sawhneya tym bardziej wstrząsający, że zdarzył się tego samego dnia, w którym odwiedził miejsce symbolizujące najstraszniejszą w historii ludzkości zbrodnie na tle rasowym i etnicznym. „W Auschwitz z przerażeniem patrzyłem na włosy i buty zamordowanych, które są dziś jedynym świadectwem, że żyli. Krew mroziły mi w żyłach historie o pracy przymusowej, głodzie i chorobach. Płakałem w komorach gazowych, gdzie zamordowano setki tysięcy ludzi. To było najbardziej poruszające doświadczenie w moim życiu (…) Ale godzinę jazdy od Auschwitz, w Krakowie, nie pozwolono mi wejść do klubu, bo moja twarz i ubiór nie korespondowały z wizją ochroniarza, jak powinna wyglądać ludzkość” – pisze wstrząśnięty podróżnik.
Po powrocie do Wielkiej Brytanii Sawhney opublikował relacje ze zdarzenia na Facebooku, oznaczając w tekście ambasadę RP w Londynie, brytyjską ambasadę w Polsce i szefa MSZ Wielkiej Brytanii Philippa Hammonda. A także Kancelarię Prezesa Rady Ministrów, ministerstwo sprawiedliwości, ministra Zbigniewa Ziobrę i prezydenta Krakowa Jacka Majchrowskiego, antyrasistowskie Stowarzyszenie Nigdy Więcej i oraz kilka europejskich a instytucji monitorujących faszystowską i ksenofobiczną przemoc.
Jedynym krzepiącym akcentem w opowieści z tego ponurego wieczoru jest opisana przez Sawhneya reakcja przypadkowych przechodniów. „Pod klubem mnóstwo ludzi zatrzymało się przy mnie, pytając, co się stało. Byli oburzeni, rezygnowali z wejścia do klubu. Mówili mi: – Ci idioci nie reprezentują naszego miasta. Nie mówią w imieniu naszego państwa. Polacy są dobrymi i przyzwoitymi ludźmi. Nie wyjeżdżaj, myśląc o nas źle” – wspomina mieszkaniec Bristolu.
Pobicie Brytyjczyka to kolejny rasistowski akt agresji na polskich ulicach w ostatnich tygodniach. Dwa tygodnie temu we Wrześni został pobity Hindus. W ubiegłym tygodniu do szpitala w Szczecinie trafił wokalista zespołu Raagafaya – Nataniel Marsal Cabitango, którego jedyną winą był kolor skóry. Kilka dni temu we Wrocławiu czterech rasistów skatowało Egipcjana, łamiąc mu noc i krzycząc „wypierdalaj terrorysto”.
[crp]