To się nazywało „Operacja Cyklon”. To z niej zostanie zapamiętany Zbigniew Brzeziński.
Doradca prezydenta Cartera był gorącym zwolennikiem zakończenia polityki odprężenia poprzednich administracji amerykańskich wobec ZSRR. To on wymyślił „afgańską pułapkę”, wciągnięcie Związku Radzieckiego w wojnę w Afganistanie. Operacja Cyklon polegała na finansowaniu i uzbrajaniu przyszłych talibów, mudżahedinów, którzy mogliby obalić proradziecki rząd. Brzeziński entuzjastycznie poparł koncept „dżihadu”, martwy od kilku wieków. Święta wojna przeciw komunizmowi nakazała Stanom Zjednoczonym przekazać olbrzymie pieniądze na koraniczne szkoły, w których „dżihad” nabierał ideowych rumieńców. Broń płynęła szerokim strumieniem, ben Laden był cennym sojusznikiem.
Sukces Operacji Cyklon sprawił, że szybko znaleźli się naśladowcy. Izrael pomógł w tworzeniu palestyńskiego Hamasu, by stworzyć religijną opozycję dla świeckiej Organizacji Wyzwolenia Palestyny. Wspieranie fundamentalistycznych ruchów islamskich, by osiągnąć cele polityczne na Bliskim Wschodzie i w krajach muzułmańskich, weszło w krew polityce amerykańskiej i powtarza się jak czkawka, ostatnio w Libii i Syrii.
Książka Brzezińskiego „Wielka szachownica” z końca ubiegłego wieku szybko straciła aktualność, bo po 11 września 2001 r. oficjalna przychylność dla ruchów islamskich wyszła z mody. Mógł jedynie obserwować jak amerykańska „wojna z terroryzmem”, która wprowadziła Al-Kaidę do Iraku, staje się w rzeczywistości globalną wojną o terroryzm. Od jej rozpoczęcia fundamentalistyczne organizacje zbrojne mnożą się jak nigdy, obejmując kolejne państwa i kontynenty, nie wyłączając Europy. Schemat Operacji Cyklon pozostaje ponuro niezawodny.
Brzeziński lansował teorie o konieczności niepodzielnej, światowej hegemonii Stanów Zjednoczonych, ciągle żywe, choćby w haśle „America First” przepychającego się Trumpa. Wielkomocarstwowa niechęć do wielobiegunowego świata należy do intelektualnego spadku po Brzezińskim, który dziś wydaje się już tylko sklerotyczny. Jak wielu emerytowanych amerykańskich geopolityków, nie zwracał uwagi na interesy czy aspiracje lokalnych populacji. Były pionkami w strategii „wielkiego szachisty”, za jakiego chciał uchodzić.
W przeddzień upadku ZSRR pisał, że państwo to będzie istnieć jeszcze dziesięciolecia, ale kiedy upadło, destabilizacja Rosji pozostała jego konikiem. Podczas gdy Ameryka zastąpiła dawną zimną wojnę serią wojen przeciw krajom muzułmańskim w duchu nowej, epickiej „wojny cywilizacji”, Brzeziński nie przestawał myśleć o starym wrogu. Jego postulat „oderwania Ukrainy od Rosji” znalazł w końcu wykonawców w amerykańskim rządzie, ale gdyby miał mieć podobne konsekwencje, jak wprowadzające nieustanny chaos klony Operacji Cyklon, lepiej będzie o Brzezińskim zapomnieć.