Site icon Portal informacyjny STRAJK

Bułgaria: Bojko Borisow znowu na czele, rosną „antysystemowe” partie

Bułgarski parlament / fot. Małgorzata Kulbaczewska-Figat

Bojko Borisow i jego partia GERB po raz kolejny wygrywają wybory w Bułgarii. Ich wynik będzie najprawdopodobniej słabszy niż w poprzednim takim głosowaniu, ale na prawdziwy polityczny przełom w jednym z najuboższych krajów Europy nie ma co liczyć.

W 2020 r. Bułgarią wstrząsnęły masowe protesty przeciwko korupcji i nadużyciom rządu Bojko Borisowa. Wielotysięczne zgromadzenia miały miejsce nie tylko w Sofii, ale też w innych miastach kraju, w których od dawna nie widziano żadnych poważnych demonstracji. Protestujący domagali się uzdrowienia systemu politycznego, prokuratury i sądów, usunięcia z nich polityków skorumpowanych i skompromitowanych, zwołania Wielkiego Zgromadzenia Narodowego. Bojko Borisow nie miał jednak zamiaru iść na ustępstwa i odczekał, aż ruch społeczny wygaśnie.

Pełne wyniki głosowania z niedzieli 4 kwietnia mają zostać podane do wiadomości publicznej w czwartek. Podawane na bieżąco wyniki cząstkowe dają jednak Borisowowi i jego prawicowej partii GERB pewną przewagę nad rywalami. Po zliczeniu do poniedziałku 2/3 głosów Borisow miał 25,6 proc. wskazań. Na drugim miejscu uplasowała się nowa formacja, partia Jest Taki Lud założona przez muzyka i osobowość telewizyjną Sławiego Trifonowa. Na eklektyczny polityczny start-up, który ma w programie obowiązkowe głosowanie, zmniejszenie liczby parlamentarzystów i obronę tradycyjnych wartości zagłosowało, według obecnych szacunków, ponad 17 proc. uprawnionych. Bułgarska Partia Socjalistyczna, która od socjalizmu odeszła na tyle daleko, że część lewicowych komentatorów nazywa ją „partią konserwatywno-ludową”, ze swoją stałą bazą starszych nostalgicznych wyborców wywalczyła niecałe 15 proc. poparcia.

Czteroprocentowy próg wyborczy przekroczyły jeszcze: Demokratyczna Bułgaria (niecałe 10 proc.) – jedna z sił biorących udział w ulicznych protestach, liberalna, wielkomiejska, z akcentami ekologicznymi; Ruch na rzecz Praw i Wolności (ok. 9 proc.), reprezentujący głównie mniejszość muzułmańską i turecką w Bułgarii; nowy ruch Stand Up.BG, też wyrastający z ubiegłorocznych protestów i też głoszący niedookreślone hasła demokracji bezpośredniej i wymiany elit (ok. 5 proc.).

Jeśli cząstkowe wyniki potwierdzą się, GERB może mieć problem z utworzeniem rządu: jedynym pewnym koalicjantem spośród wchodzących do parlamentu wydaje się Ruch na rzecz Praw i Wolności, kierowany przez oligarchów dobrze żyjących z tymi, którzy współtworzą partię Borisowa. Formacje deklarujące się jako antysystemowe, zupełnie świeże i wyrosłe z protestów kategorycznie odżegnują się nawet od chęci negocjowania z Borisowem, co jest w ich położeniu logiczne. Podobnie nieprawdopodobnym scenariuszem wydaje się koalicja GERB z „socjalistami”, których Borisow od lat przedstawiał jako główne nieszczęście dla Bułgarii, w dobrze znanym w Polsce duchu bicia we wszelką lewicę.

Bojko Borisow stara się jednak przedstawić wyborcom jako mąż stanu, który już dzielnie próbuje przeprowadzić kraj przez okres pandemii. Głównym motywem kampanii wyborczej GERB była ciężka praca, a już po ogłoszeniu wyników premier wezwał wszystkie formacje do współpracy przy tworzeniu rządu. Zasugerował nawet, że ponadpartyjny rząd ekspertów mógłby działać tylko do grudnia, byle tylko Bułgaria zdążyła wynegocjować dla siebie jak największą sumę z unijnego funduszu odbudowy, a potem wydać te pieniądze. Opozycyjni politycy wyrażają ostrożny entuzjazm, przekonując, że Borisow wygrywa po raz ostatni, bo ciągle ma za sobą  administracyjny aparat państwowy, ale społeczeństwo już go nie chce. Z drugiej strony gdyby swoisty rząd tymczasowy powstał naprawdę, ale to Borisow stał na jego czele, premier z przestępczą przeszłością, walnie przyczyniający się do tego, że Bułgaria jest jednym z najbardziej skorumpowanych państw Europy, z fatalną służbą zdrowia, transportem czy oświatą, w oczach przynajmniej części społeczeństwa stałby się bohaterem.

Exit mobile version