Premier Bułgarii Bojko Borisow, odrzucił inicjatywę Rumunii, podnoszącą poziom niestabilności w regionie.
Morze Czarne staje się akwenem, na którym również może dojść do zderzenia interesów NATO i Rosji. Po ostatnich manewrach morskich rosyjskiej Floty Czarnomorskiej i NATO w tym samym terminie, napięcie wyraźnie wzrosło. Rumunia wystąpiła wówczas z inicjatywą stworzenia wspólnej floty, składającej się z okrętów rumuńskich i bułgarskich, a także utworzenia w Atia na terytorium Bułgarii, bazy NATO dla flotylli Sojuszu. Naprawdę niebezpiecznie zaczęło być wtedy, kiedy entuzjastyczny akces do inicjatywy zgłosiła Ukraina ustami swojego prezydenta Petro Poroszenki. Swoje poparcie dla tego pomysłu ogłosił też prezydent Bułgarii Rosen Plewnelijew. Przeszkoda pojawiła się z najmniej oczekiwanej strony czyli od bułgarskiego premiera.
Bojko Borisow kategorycznie odrzucił ideę zarówno wspólnej floty, jak i utworzenia stałej bazy NATO na terytorium kraju.
– Nie potrzebuję wojny – odpowiedział na propozycję prezydenta Rumunii Iohannisa Borysow. – To jest próba wciągnięcia Bułgarii w dodatkowy konflikt. Nie ma żadnej potrzeby rozlokowania dodatkowych wojsk w regionie. Nie potrzebujemy wojny na Morzu Czarnym – mówił bułgarski premier.
To pierwszy od dłuższego czasu tak jawna niezgoda w łonie Sojuszu na dalsze rozszerzanie jego wpływów i otaczanie Rosji swoimi bazami.
Teraz pozostaje czekać, ile czasu zajmie państwom członkowskim NATO z USA na czele, złamanie oporu premiera Bułgarii.