Poziom politycznych nieporozumień w krajach byłego Bloku Wschodniego osiąga niebywałe wartości. Niekiedy jest to irytujące, niekiedy śmieszne, a najczęściej po prostu żałosne. Bułgarscy liberałowie swoim wczorajszym poczynaniem, wyczerpali jednak deputat śmieszności na cały przyszły rok.
W Bułgarii liberalna prawica istnieje tylko w Sofii; w karłowatej formie w kilku innych miastach. Całe jej polityczne życie rozgrywa się jednak nawet nie tyle w samej stolicy tego kraju, ile na Facebooku. To właśnie tam beneficjenci grantów szczodrze rozdawanych przez fundację „Ameryka dla Bułgarii” interpretują rzeczywistość, by potem finansowane z tej samej kieszeni bułgarskie ekwiwalenty „Gazety Wyborczej” (np. „Дневник“ czy „Капитал“) mogły obwieścić, iż „społeczeństwo obywatelskie”, „przedstawiciele ruchów obywatelskich” itp. podjęli kolejną inicjatywę w ramach wielkiego dzieła naprawy republiki. Głównie poprzez walkę z „komunistami” i „rosyjską agenturą”.
Ze względu na to, że ci ostatni jako klisza nieco wyczerpali swój potencjał szczucia i straszenia postanowiono tym razem uderzyć w „ciemną stronę mocy” tropiąc media – uwaga – „anonimowe”. By nadać temu przedsięwzięciu więcej wiarygodności, detektywem środowiskowym obrano przypadkowego cymbała z Kanady – Krasimira Gadżokowa. Ów, jak przystało na większość bułgarskich liberalnych działaczy, jest blogerem. Z czego się utrzymuje – nie wiadomo. Niewykluczone, że właśnie z bloga, gdyż tam uruchomił był 12 grudnia inicjatywę pod nazwą „Medialne oko”. Sprowadza się ona do propozycji ściągnięcia przez użytkowników przeglądarki Google Chrome specjalnego rozszerzenia, które – gdy dany internauta zechce, wiedziony swoją ignorancją zapewne – otworzyć jakieś „anonimowe” medium, aplikacja wyświetla ostrzegawczy komunikat, z którego jednoznacznie wynika, że zaznajamianie się z treściami tam zamieszczonymi jest co najmniej tak samo niebezpieczne jak palenie tytoniu. Naturalnie, nietrudno doczytać się aluzji do „wojny informacyjnej”, którą, ma się rozumieć, prowadzi Rosja przeciw wolności i demokracji na całym świecie, a zwłaszcza w Bułgarii, gdzie w społeczeństwie dominują nastroje prorosyjskie.
Rzeczone „anonimowe” media pan Gadżokow określa jako niebezpieczne i jednoznacznie opowiadające się przeciw „społeczeństwu obywatelskiemu” i wyraża przekonanie, iż każdy odpowiedzialny obywatel powinien się od nich izolować, jak również starać się izolować innych. Co do inklinacji politycznych inicjatora tego spontanicznego ruchu obrony społeczeństwa obywatelskiego przed niewiadomej proweniencji mediami nie może być wątpliwości – na jego blogu widać wyraźne odwołania do prawicowych, liberalnych platform (np. Terminal3) czy liberalnych klaunów-maskotek „społeczeństwa obywatelskiego” w rodzaju Asena Genowa czy Hristo Iwanowa. Rzeczone „społeczeństwo obywatelskie” w mig zorientowało się w niepomiernej cenności tej inicjatywy i wszczęło niesłuchany rejwach na wszystkich swoich stronach internetowych i w sieciach społecznościowych.
Niestety, wczoraj wszystko zaczęło się sypać. Okazało się bowiem, że na czarną listę trafiło bardzo wiele mediów zgoła nie anonimowych. Chodzi m. in. o internetowy dziennik „Балканец”, który jest serwisem informacyjnym dla aglomeracji sofijskiej, lewicowy portal „Барикада”, czasopismo anarchistyczne „dВерсия” i wiele innych tytułów. Po tym, jak wydawcy tych mediów publicznie zapowiedzieli pozwy przeciw Godżikowowi ten zaczął namiętnie przepraszać i wykreślać ze swojego spisu „anonimowe” media, których skład redakcyjny jest czytelnie przedstawiony na ich stronach. Wówczas w jego rejestrze pozostały jedynie lumpen-prawicowe strony bez żadnego znaczenia. Wygląda na to, że bułgarskie „społeczeństwo obywatelskie” poniosło kolejną porażkę w walce z machiną Putina i „komunistów”.