Działacze z zachodniopomorskich struktur żądają rozliczenia winnych klęski wyborczej. Uważają, że głównym odpowiedzialnym za katastrofalny start Magdaleny Ogórek jest Leszek Miller. Za całą intrygą stoi Grzegorz Napieralski.
Pięciu lokalnych działaczy Sojuszu podpisało dziś stanowisko protestacyjne. „Nie ma zgody na to, by polska lewica kojarzyła się z obciachem, śmiesznością i z brakiem profesjonalizmu” – czytamy w oświadczeniu, którego sygnatariuszami są m.in. Artur Nycz, radny sejmiku, Piotr Kęsik, były radny Szczecina, Hubert Andrych, przewodniczący rady powiatowej SLD w Gryfinie, Jędrzej Wijas, były radny Szczecina, i Ewa Milczarek, członkini Form Kobiet SLD.
Działacze mają dosyć nieudolnego zarządzania partią przez dotychczasowego lidera, któremu zarzucają sprzeniewierzenie lewicowych wartości i promowanie swojej faworytki. „Kampania prezydencka prowadzona była nieudolnie, kandydatka najpierw milczała, a gdy zdecydowała się mówić, prezentowała program oderwany od wartości lewicy” – tłumaczą autorzy stanowiska.
Buntownicy są związanyni z Grzegorzem Napieralskim, byłym przewodniczącym partii i kandydatem na prezydenta w 2010 roku, który od początku roku znajduje się w ostrym konflikcie z Leszkiem Millerem. Pod koniec marca Napieralski został zawieszony w prawach członka SLD. Teraz próbuje założyć nową formację polityczną, gdyż jak sam przyznaje – nie wierzy w możliwość zreformowania Sojuszu od wewnątrz. Polityk próbuje zatem przeciągnąć na swoją stroną kolejnych działaczy, rozgoryczonych sromotną porażką wyborczą. W jego biurze w Szczecinie lokalni aktywiści mogą wpisywać się na dwie listy: zawieszających członkostwo w partii i opuszczających jej szeregi. Jak dotąd legitymacje partyjne złożyło 40 działaczy.
W odpowiedzi lojalny wobec Millera szef zachodniopomorskich struktur Dariusz Wieczorek zapowiedział, że wszyscy uczestnicy buntu staną przed sądem partyjnym w trybie dyscyplinarnym. Pytanie tylko: czy na działaczach, którzy z ulgą odchodzą ze zdegenerowanej partii takie groźby zrobią jakiekolwiek wrażenie?