Kto winien wycinki na prywatnej działce? Absurd z przerzucaniem odpowiedzialności.

Resort Szyszko znów chce zaszkodzić przyrodzie / kooperacjamiejska.pl

Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Gdańsku złożyła do prokuratury zawiadomienie o niedopełnieniu obowiązków przez burmistrza miasta na terenie, którego prywatni właściciele wycięli kilkaset drzew w obszarze chronionym. Burmistrz też zawiadomił prokuraturę. O zaniedbania obwinia z kolei Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska w Gdańsku. Po ściętych drzewach pozostało wspomnienie, a prawo zezwalające na wyrąb bez opamiętania, wciąż obowiązuje.

„7 marca br. Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska zawiadomił Prokuraturę Okręgową w Słupsku o możliwości popełnienia przez Burmistrza Łeby przestępstwa polegającego na niedopełnieniu obowiązków służbowych w związku z niewstrzymaniem na terenie Miasta Łeby nielegalnego wycięcia lasu, niezgodnego z przepisami prawa miejscowego” – to fragment komunikatu RDOŚ, będący następstwem tego, że pod koniec lutego na czterech działkach, należących do dwóch prywatnych właścicieli, usunięto kilkaset drzew. Zdaniem burmistrza teren wycinki leżał w obszarze chronionym.

– Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska w Gdańsku wskazał na brak zdecydowanej i jednoznacznej reakcji na prowadzoną wycinkę lasu przez burmistrza, będącego również organem ochrony środowiska na terenie miasta. Zawiadamiający poinformował, iż nie zostały podjęte przez Burmistrza Łeby zdecydowane kroki mające na celu przerwanie w dniu 24 lutego 2017 roku trwającego wówczas procederu. Podkreślono, iż nie zostały wykorzystane instrumenty i ustawowo określone kompetencje przysługujące burmistrzowi miasta, co doprowadziło do narażenia na szkodę interesu publicznego – potwierdziła przyjęcie zawiadomienia słupska prokuratura.

– To jest nie do pomyślenia. Od razu, gdy tylko zobaczyłem, że na działce doszło do takiej wycinki, powiadomiłem odpowiednie służby. Wydzwaniałem do nadleśnictwa Choczewa, do nadleśnictwa Lęborka, na policję, do swoich ludzi ze środowiska. Jak miałem niby przerwać wcześniej cały proceder? Przecież to ogrodzony teren prywatny. Czy miałem tam się włamać i przykuć do drzewa? – broni się burmistrz Łeby Andrzej Strzechmiński. – Niech mi powiedzą, jakie miałem narzędzia, by powstrzymać wycinkę. Wierzę, że wciąż funkcjonuje u nas państwo prawa i prokuratura potwierdzi, że zachowałem się odpowiednio. Dzisiaj do Łeby wspólnie z politykami PiS jedzie Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska. Będą mówić, jaki to burmistrz jest zły, że pozwolił na wycinkę. Będą mnie obarczać winą. A prawda jest taka, że wprowadzone złe prawo, i to nie jest wina samorządowców – opowiada Onetowi samorządowiec.

– Odważyłem się publicznie powiedzieć, że jedna z największych wycinek w Łebie może mieć związek z nowelizacją ustawy o ochronie przyrody. Chodzi oczywiście o ustawę potocznie zwaną „lex Szyszko” ustawę, której nikt nie konsultował z samorządowcami, a skutki może teraz zobaczyć każdy. Wystarczy przyjechać do Łeby, na ulicę Nadmorską – uważa Strzechmiński. – Uważam, że to zemsta polityczna. Powiedziałem, że wycinka w Łebie ma związek ze słynną nowelizacją lex Szyszko i pewnie przez to muszę tłumaczyć się przed śledczymi – dodaje burmistrz.

– Chcę też potwierdzić, że w sprawie wycinki w Łebie złożyłem zawiadomienie do prokuratury przeciwko Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Gdańsku – oświadcza na koniec burmistrz Łeby.

To tylko dowód na to, jak nowe zapisy skutecznie uniemożliwiają zapobieganie takim aktom w przyszłości i sieją chaos. Obie strony skarżą się bowiem na brak odpowiednich instrumentów.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Putin: jesteśmy gotowi do wojny jądrowej

Prezydent Rosji udzielił wywiadu dyrektorowi rosyjskiego holdingu medialnego „Rossija Sego…