Media obiegła wiadomość, że prezydent odkurzy Chorągiew Rzeczypospolitej. Będzie ona powiewać nad Pałacem, głowa państwa będzie urzędować w środku. Również prezydencka limuzyna będzie bogatsza o ów gadżet. Ideę tę popierają zarówno rząd, jak i Senat, a także sejmowe komisje – flagi tej używano przed drugą wojną światową. W jej posiadaniu był m.in. prezydent Ryszard Kaczorowski. Miała nawiązywać do czasów przedrozbiorowej monarchii. Jednak na dobre zapomniano o prezydenckim symbolu – byłoby zabawne, gdyby przywrócił go właśnie Andrzej Duda – to przecież “cała kadencja w jednym obrazku”.

O Dudzie, zanim wystartował w wyborach prezydenckich, wiedziano niewiele. Dziś oczywiście wiemy niepomiernie więcej – że jest pokornym sługą swojej partii, cieniem i wykonawcą woli jej przewodniczącego. Większość znanych mi ludzi, którzy głosowali na niego w maju 2015, potrafiła przyznać mu jedynie dwie zalety: pierwsza to taka, że nie jest Bronisławem Komorowskim. Druga – jeszcze nie miał szansy wykazać się na najwyższym szczeblu polityki. Był układny, poprawny, bez wyrazu – ale jeszcze nie zdążył obrzydnąć. Dziś widać wyraźnie, kto w tandemie Duda-Komorowski bardziej jednak zasługuje na miano “kukiełki”.

Symbolem Andrzeja Dudy powinien być symbol notariuszy – czyli waga otoczona laurem z gęsich piór, tylko zamiast wagi reprezentującej wymiar sprawiedliwości, powinno widnieć tam logo PiS, ewentualnie wizerunek prezesa Kaczyńskiego.

Duda wygrał, niesiony obietnicami pomocy dla frankowiczów, których wbrew powszechnej opinii nierzadko w kredyty w obcej walucie po prostu wrobiono na zasadzie “albo we frankach, albo wcale”. Obiecał obniżenie wieku emerytalnego i podniesienie kwoty wolnej od podatku. Jak to się skończyło, wiemy. I wystarczą te trzy przykłady, żeby “metodologię” Dudy mieć jak na dłoni – narobić szumu, który potem rozejdzie się po kościach, zrobić coś na przysłowiowe “odwal się”, a potem wysłać całusa niezadowolonym. Duda sam jest jak mem – ubezwłasnowolniony polityk, zakompleksiony mężczyzna, epatujący pseudoflirtami na Twitterze i odgrywający publicznie komedię wobec Dody, aby później wyrazić troskę o jej zbyt kusy strój. Jest jak hologram udający polityka, przy którym Komorowski ze swoim zadęciem gajowego Dwururki wydaje się dziś nawet sympatyczny.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…