Site icon Portal informacyjny STRAJK

„Całkowite zniszczenie” Trumpa i pan Seo

Prezydent Trump zagroził Korei Północnej „całkowitym zniszczeniem” przemawiając przed licznymi przywódcami państwa świata na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ. Pierwszy raz od II wojny światowej na tym forum jedno państwo oficjalnie wygraża drugiemu masowym ludobójstwem. Tak się składa, że gdy prezydent Stanów Zjednoczonych przemawiał w Nowym Jorku, w Korei Południowej 25 organizacji obrony praw człowieka i ugrupowań lewicowych zwróciło się do swego rządu o umożliwienie 90-letniemu Seo Ok-Ryol powrotu do Pjongjangu, stolicy Północy. Chodzi o człowieka, który miał być całkowicie zniszczony.

Jego życie symbolizuje podział Półwyspu Koreańskiego i sposób w jaki Koreańczycy przeszli brutalne historyczne wstrząsy . Pan Seo urodził się na Południu, studiował na prestiżowym Uniwersytecie Koreańskim w Seulu, aż wybuchła koreańska wojna (1950-1953). Jak wielu jego przyjaciół, bez wahania dołączył do sił komunistycznej Północy, gdy zaczęły się cofać przed amerykańskim wojskiem i jego napalmem. Potem skończył studia w Pjongjangu, został nauczycielem, by w 1960 r., jako oddany komunista, dostać skierowanie do szkoły szpiegów.

W 1961 r. przepłynął wpław graniczną rzekę, z misją wręczenia listu wysokiemu, seulskiemu  urzędnikowi, bratu jednego z uciekinierów z Południa na Północ, który miał go przekonać do pracy na rzecz komunistycznego państwa . Jego misja się nie udała. Został schwytany podczas powrotu na Północ, przy powtórnym nielegalnym przekraczaniu granicy.

Miesiącami przesłuchiwali go i torturowali Amerykanie, na zmianę ze służbami południowokoreańskimi. Wojskowy są skazał go na karę śmierci. W ciągu następnych lat wielu jego współwięźniów zabrano na szubienicę. W 1963 r. zamieniono mu karę na dożywocie, bo w końcu nic złego nie zrobił, ale 10 lat później powtórnie go skazano na śmierć, za próbę przekonania jednego z więźniów do komunizmu. Jego rodzice, ciągle zamieszkali na Południu , sprzedali dom, by zapłacić za obronę, i znowu uszedł szubienicy. Polityka „reedukacji” więźniów z Północy prowadzona przez południowokoreańską dyktaturę przeżywała wówczas swoje apogeum: bicie, tortury, zamykanie w wąziutkich, nabitych gwoździami „komórkach kary”. Stracił oko, stracił zdrowie, ale pozostał komunistą.

Po trzydziestu latach wyszedł z więzienia, by siedzieć w areszcie domowym, mikroskopijnej kawalerce pod Seulem. Nie przekonał się do życia na Południu, tęskni do żony i dziecka, chwali egalitarne społeczeństwo Północy, usprawiedliwia ambicje atomowe Pjongjangu koniecznością obrony przed USA i nazywa Trumpa „niebezpiecznym wariatem”.  Wraz z nim, na powrót do Korei Północnej czeka kilkunastu innych byłych więźniów, najstarszy na 94 lata.

Trump w ONZ poszedł dalej niż Bush, czy inni krwawi prezydenci Stanów Zjednoczonych, choć podobnie wyznaczył „złą trójkę” państw niezależnych od jego kraju – Wenezuelę, Iran i Koreę Północną, którym groził wojną. Amerykanie stosowali ludobójstwo na szeroką skalę już w czasie wojny koreańskiej, bez politycznego sukcesu. Historia pan Seo, dowód, że nie zawsze łatwo zniszczyć „całkowicie” nawet jednego człowieka, powinna Trumpowi dać do myślenia, jeśli to możliwe.

 

[1] –
Exit mobile version