Brytyjska luksusowa marka z „kratką” już któryś raz zniszczy swój własny towar, ponieważ nie dała rady wyprzedać całej kolekcji. Zamiast obniżyć ceny, nie mówiąc już o rozdaniu odzieży i akcesoriów, rzeczy warte 28 milionów funtów zostaną przez producenta komisyjnie zniszczone.

fot. pixabay.com

Co roku ten proceder się powtarza i firma jest z niego dumna. W każdym raporcie rocznym Burberry ujawnia skalę strat z racji zniszczenia rzeczy, na które nie było popytu. Agencja Bloomberga podała, że w 2017 roku zniszczono towar o wartości 26,9 mln funtów (38 mln dolarów), a w 2016 roku za 18,8 mln funtów. Najwyraźniej luksus woli wrzucić do niszczarki, niż obniżyć progi.

Burberry straciło wyjątkowo dużo, ponieważ załamał się rynek chiński – to głównie Azja wchłaniała produkty brytyjskiego giganta. Jednak w drugim kwartale 2017 sprzedaż w Chinach wzrosła ledwo o 3 proc. W USA Burberry sprzedało zaś o 2 proc. więcej towarów. Rynek europejski jest już całkowicie przesycony – odzież i akcesoria modowe sprzedają się, ale głównie spośród tych ze średniej półki, dla mniej zamożnych klientów.

Dla porównania z innymi luksusowymi markami: w Ameryce Płn. Louis Vuitton odnotował wzrost przychodów o 13 procent, a Gucci – o 25. Burberry został więc stanowczo w tyle, choć w ostatnim czasie sporo zainwestował, kupiwszy m.in. fabrykę torebek we Włoszech. Doszedł więc do wniosku, że powalczy o klienta za pomocą budowania jeszcze większego poczucia elitarności.

Wyrzuci w ogóle ze swojej oferty koszulki polo i koszule męskie (nikt nie chciał ich kupić po pierwotnej cenie), a także sukcesywnie zamyka swoje sklepy w większych outletach, żeby nie kojarzyć się z wyprzedażami dla „biedoty”. Za to będzie sprzedawać jeszcze więcej drogich produktów – swoich trenczy za 2 tys. dolarów sztuka i toreb ze skór naturalnych (ich sprzedaż waha się na granicy 40 procent) – i choćby połowę z nich miał później zniszczyć, nie zawaha się przed podwyższaniem cen.

Pytanie, co na to akcjonariusze. Bloomberg podchwycił temat niszczenia towaru, ponieważ część z nich otwarcie wyraziła niezadowolenie z powodu marnowania takich ilości kosmicznie drogich produktów.

Na dorocznym spotkaniu akcjonariusze pytali prezesa zarządu Johna Peace i dyrektor od spraw finansowych Julie Brown, dlaczego zamiast niszczyć, oni i ich rodziny nie mogłyby odkupić ubrań po niższych cenach. Część miała również pretensję o to, że marka podąża wbrew światowym trendom, które każą stawiać na produkcję przyjazną środowisku i zwierzętom.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Koalicji Lewicy może grozić rozpad. Jest kłótnia o „jedynkę” do PE

W cieniu politycznej burzy, koalicja Lewicy staje w obliczu niepewnej przyszłości. Wzrasta…