Śledząc perypetie „intelektualnej” prawicowej ekstremy w Polsce natknąłem się dziś na kolejny żałobny marsz na YouTube i w innych sieciach społecznościowych. Okazuje się oto, że Google wysadził w powietrze kanał o wcale stosownie dobranej nazwie, a mianowicie CEP. Skrót ten rozszyfrowuje się jako Centrum Edukacyjne Powiśle, co już kompletnie nie znaczy nic. Ten osobliwy tytuł produkował niezwykle dużo wywiadów z ideologami współczesnego polskie libertariańskiego endectwa, od Brauna i Michalkiewicza począwszy po Krajskiego i Sumlińskiego. Spiritus movens tego przedsięwzięcia, niejaki Rafał Mossakowski, o tyle wybijał się ponad różne Marciny Role, że zapraszał też do rozmowy emerytów prawicowej doktrynkerki – np. Jerzego Roberta Nowaka czy Henryka Pająka. Dziś już nie ma śladu po jego dorobku. Nie jest mi go specjalnie żal, bo ani mi on brat, ani swat, a na dodatek fatalny dziennikarz. Oglądając te jego klipy niemal za każdym razem zachodziłem w głowę jak można tyle lat robić to samo i nie nauczyć się nic-a-nic jak się taki temat ogarnia. Żenadą też napawała mnie jego maniera robienia wywiadów na kolanach, z pozycji nie dziennikarza, tylko człowieka, który doznał właśnie łaski spotkania z istotą wyższą i promieniują nią przez ekrany komputerów.
Oczywiście, środowiska prawicowe podniosły klangor, że represje, że cenzura, że lewactwo, że totalitaryzm, że rząd ma coś zrobić itd. Znana melodia. Nie dziwię się, że chłopcy podnoszą skandal, jednak nie przestaje zdumiewać mnie traktowane coraz bardziej na serio wezwanie do polskich władz, aby „coś z tym zrobiły” i „ukróciły cenzurę patriotów”. Prawica po prostu nie chce odrobić lekcji i zrozumieć, że rządy poważnych państw mogą takiemu Google co najwyżej zaśpiewać kołysankę na dobranoc, a co dopiero Polska. Kraj, którego rząd wycofuje się z propozycji opodatkowania Facebooka i Google po tym jak wiceprezydent innego kraju ogłasza, że tak trzeba zrobić podczas konferencji prasowej. I jeszcze ta małostkowość; nie mogą ci prawicowi mężczyźni zdobyć się na minimum elastyczności i choćby trochę się dostroić – nie pluć tak ordynarnie i bez wszelkiej czelności na Arabów, Żydów i nieheteronormatywnych. Po prostu muszą. No, to mają. Jako się rzekło – nie żal mi ich.
Jednak poza taką cenzurą, tzn. prawicowych szurystów, którzy nie potrafią okiełznać własnego jęzora, jest też jej inna strona; o wiele bardziej groźna. Dotyczy bowiem spraw ważnych, czasem nawet zasadniczych.
Najświetniejszą bodaj platformą, która śledzi cenzorskie ekscesy w najważniejszych globalnych mediach jest portal Project Censored. Slogan znajdujący się na bannerze tytułowym brzmi: wiadomości, których nie pokazano w wiadomościach. Redakcja ta pod koniec każdego roku przedkłada opinii publicznej dokładne opracowanie najskuteczniej ocenzurowanych tematów w przestrzeni publicznej – najnowszą książkę, dotyczącą bieżącego roku, już można kupić. Opisane są w niej dokładnie mechanizmy cenzurowania każdego z wątków, wskazany jest poziom (nie)ekspozycji w mediach różnego typu. Jest to lektura niezwykle pouczająca, gdyż można się za jej pomocą ostro doinformować, ale też dlatego, że w sposób przystępny opisuje mechanizmy działania tego kartelu dezinformacyjnego jakim są tzw. „uznane” media.
Na stronie Project Censored można znaleźć krótkie opisy 25 najskuteczniej ocenzurowanych tematów tego roku. Lista ta jest w tym roku o tyle frapująca, że niektóre jej punkty dotyczą wdrażania nowych mechanizmów cenzury właśnie. Doszliśmy oto do momentu, w którym „demokratyczny świat” funkcjonuje na doprawdy patologicznym poziomie – ludzie przebijający się przez media w poszukiwaniu ocenzurowanych tematów odkrywają, że ocenzurowanymi tematami są te o obecnych mechanizmach cenzury i pomysłach na nowe.
Listę otwiera więc sprawa tzw. tajnych instrukcji FISA. Skrót ten oznacza Foreign Intelligence Surveillance Act, co jest tytułem amerykańskiej ustawy – upraszczając i skracając temat – umożliwiającej różnego typu inwigilację. W tym roku, dzięki ujawnionym notatkom byłego prokuratora generalnego USA Erica Holdera wiemy, że co najmniej od 2015 r. tamtejsze służby i policja federalna umówiły się – znów, upraszczając temat – że będą naginały to prawo i stosowały takie jego interpretacje, aby sądowe zezwolenia były używane przez funkcjonariuszy przeciwko dziennikarzom.
„Zaszczytne” drugie miejsca zajął temat osobliwego, acz oficjalnego, partnerstwa pomiędzy gigantem internetowym Facebook i Atlantic Council, pseudoorganizacji pozarządowej, która jak niemal wszystkie znaczące organizacje pozarządowe szmal bierze głównie od rządu tego czy innego państwa. Think tank ten, bo tak opisywana jest Rada Atlantycka, wspiera Facebook w działaniach zmierzających do eliminacji tzw. „fake newsów”. Z tego partnerstwa łatwo idzie wyprowadzić definicję „fake newsów”; jest to każda informacja lub sposób jej kontekstualizacji, który nie jest w pełni kompatybilny z euroatlantyckim bałwochwalstwem.
Co był na trzecim miejscu, co bardziej ciekawi zechcą sprawdzić sami. Ja tymczasem zasygnalizuję jeszcze, że na 11. jest temat regularnych szkoleń jakie ukraińscy naziole ze złowieszczego batalionu Azow odebrali od amerykańskich tzw. białych supremacjonistów, czyli nazioli. Pisały o tym takie media jak The Hill i Mint Press News. No i nikt więcej.
Przypominam – pozycji jest 25.