Wieloletnie poszukiwanie uznania u liberałów, porzucanie własnych wartości i rozwiązań, by zarobić na ich pochwały, zdewastowało lewicę jako samodzielną siłę polityczną w Polsce. Powtarzanie neoliberalnych bon motów o podatku liniowym i braku alternatywy dla uelastyczniania rynku sprawiło, przy ochoczej pomocy konkurencji, że w powszechnej świadomości lewica przestała kojarzyć się z upominaniem się o najsłabszych i głośnym wołaniem o prawa pracowników. Innymi słowy – przestała być komukolwiek potrzebna. Wolnorynkowej prawicy nie była zaś potrzebna nigdy, chyba że jako chłopiec do bicia. Dziś zostało to wyrażone dostatecznie jasno.
Wieloodcinkowy serial plotek o tym, czy ugrupowania deklarujące lewicowość podadzą sobie ręce, czy w ogóle rozmawiają i o czym, kończy się w momencie, gdy zadekretowała to prawica. Smutne to, zwłaszcza, że intelektualna, analityczna, a nawet pragmatyczno-taktyczna mizeria tejże neoliberalnej prawicy została po wielokroć obnażona i przez komentatorów z lewej strony (niektórych nawet błyskotliwych), i przez pasmo porażek, jakie ta prawica ciągle ponosi. Na dłuższą metę jednak okoliczności będą mieć znaczenie ledwie drugorzędne. Pytanie brzmi nawet nie, czy mityczny lewicowy blok ostatecznie się ucieleśni, tylko: w jaki sposób ten cień szansy, wykrojony przez prawicę, wykorzysta.
Jest w Lewicy Razem, w mniejszym stopniu we Wiośnie, nawet i w SLD, chociaż to jego liderzy ponoszą lwią część odpowiedzialności za obecny żałosny stan polskiej socjaldemokracji, trochę ludzi myślących, społecznie wrażliwych, umiejących celnie wykazać absurdy prawicowej narracji. Obnażyć bankructwo kultu wolnego rynku z jednej strony i niebezpieczeństwa narodowokatolickiego paternalizmu, choćby uzupełnionego bardzo potrzebnymi świadczeniami socjalnymi, z drugiej. Oparcie na nich wspólnych list, sprawne poprowadzenie kampanii w internecie, choćby z pewną dozą efekciarstwa, które nieźle szło do pewnego momentu Wiośnie – to nie jest zupełnie niemożliwe. Jeśli równocześnie lewicowe struktury w terenie będą angażować się w lokalne walki pracownicze (zwłaszcza Razem ma kilka ładnych kart na tym polu) czy przyłączać się do krajowych fal protestu (np. kobiecych), wzrośnie szansa, że pojęcie lewicy powoli zacznie znowu kojarzyć się z tym, czym powinno, przynajmniej niektórym. Nie, to nie będzie lewica z marzeń, ale przy ogromnym wysiłku może być to lewica, która nie pozwoli się sama złożyć do grobu w sensie nie tylko strukturalnym. A jeśli pojęcie lewicowości przestanie budzić cokolwiek innego niż szyderczy śmiech i obojętność, można wtedy będzie myśleć (też powoli) o budowaniu czegoś poważniejszego. I odważniejszego.
Walka o życie będzie przy tym trwała każdego dnia. Bo chociaż liberałowie dziś demonstracyjnie kopnęli lewicę, nawet tę najbardziej zabiegającą o sojusz z nimi, to przecież nie stracą swojego zainteresowania niechcianym koalicjantem. Wyznaczyli mu już rolę w swoim nowym pomyśle powrotu do władzy, tak jak swojego czasu usiłowali wybić się na proteście nauczycieli. Ale jeśli lewicowy blok powstanie, a Platforma wybory przegra (możliwe!), niechybnie dowiemy się, że to właśnie przez czerwono-karminowo-fioletowe porozumienie. Przed wyborami w ciemno można spodziewać się nieustannego rozliczania lewicy z zaangażowania w obronę demokracji i wzywania do tonowania przekazu (już są komentatorzy, którzy radzą Razem… skończyć z „bolszewizmem”), po wyborach – zachęt do ograniczenia się do walenia w PiS i tonowania przekazu. Na to potencjalni koalicjanci muszą być przygotowani. I jeśli zamiast robić swoje, lewica będzie tracić czas na ustosunkowywanie się do tych „dobrych rad”, to (znowu!) cały swój dawny wysiłek wyrzuci za okno.
A to nie wszystkie wątpliwości. Czy twórcy potencjalnego bloku myślą jeszcze w kategoriach innych, niż najbliższa kadencja/powrót do Sejmu/minimalny sukces po latach porażek i rozczarowań? Czy nie jest to dla nich – tu patrzę zwłaszcza w stronę SLD i Wiosny – projekt tworzony z rozmysłem na chwilę? Pytania te napawają co najmniej takim samym smutkiem, jak świadomość, że lewica będzie się restrukturyzować już nawet nie zapatrzona w liberałów, ile w ramkach najściślej jej odmierzonych. I świadomość tego, że nawet przy maksymalnie dobrej woli wszystkich zainteresowanych i uniknięciu zwykłych błędów ta zjednoczona lewica nadal nie ma żadnej gwarancji zdobycia progowych 8 proc. Co jednak będzie, gdy pójdzie osobno, już wiemy.