Filip Chajzer ogłosił, że ma depresję. Depresja Filipa Chajzera stała się najsłynniejszą depresją w kraju. Mówi się, że świadectwo celebryty jest odważnym gestem i ważnym sygnałem wsparcia dla półtoramilionowej rzeszy Polaków cierpiących na tę chorobę.
Depresja to straszna choroba. Wiem coś o tym, bo zmagam się z nią od lat szesnastu. Nie czuję jednak potrzeby występowania w roli ofiary, choć z moich obserwacji wynika, że brylując w roli ofiary można zrobić niezłą karierę, zwłaszcza na lewicy. Ale o tym mógłbym napisać osobny tekst, na co zresztą mam coraz większą ochotę. Nie mam natomiast ochoty na żadne konfesyjne przedstawienia czy ukazywanie się tłumowi umęczonym. Wolę inne sposoby zyskiwania uwagi i popularności.
Żeby było jasne – nie uważam, że cierpiący na depresję powinni zamknąć mordy. O depresji należy mówić przede wszystkim jako chorobie systemowej. Szczególnie teraz, kiedy z powodu pandemii kryzys zdrowia psychicznego rozhulał się na niepokojącą skalę. Przed wybuchem cierpiało na nią milion Polaków. Teraz to już półtora miliona i galopujące tempo wzrostu. Jeśli połączymy to z kryzysem gospodarczym, wzrostem bezrobocie, spadkiem dochodów i skandalicznie niskimi nakładami na psychiatrię, otrzymujemy obraz dramatyczny. W publicznej poradni zdrowia psychicznego przy ulicy Gruzińskiej w Warszawie na samo wypisanie recepty czeka się trzy tygodnie. Choremu, któremu skończyły się leki pozostaje więc wydanie 200 zł na wizytę u prywaciarza, albo 20-dniowa katatonia.
Wracając do Chajzera, przyczyną jego depresji miały być komentarze w internecie. Śniadaniowy gwiazdor czytał je tak długo, aż zachorował. Komentarze były krytyczne, bo Chajzer regularnie robił z siebie małpiszona, np. parodiując na wizji atak paniki, za co został zresztą zawieszony przez władze TVN.
Chajzer powiada, że jest chory i należy mu współczuć. Ja mu oczywiście współczuję, ale zauważam również, że prezenter odgrywa tu przedstawienie.
Jak podał magazyn „Press” w 2018 roku, Filip Chajzer inkasuje niewyobrażalny dla przeciętnego obywatela szmal i to nie za występy na antenie popularnej stacji komercyjnej, bo to robi głównie dla fejmu, a za prowadzenie imprez. – Bierze tylko najwyższe stawki. Przeciętne wynagrodzenie za poprowadzenie eventu to 5-10 tysięcy złotych. Filip Chajzer negocjacje zaczyna od 20-30 tysięcy. Nawet jego ojciec nie rozumie, dlaczego Filip nie zgadza się na poprowadzenie za mniejsze pieniądze nawet jakiejś bardziej prestiżowej imprezy. W tym biznesie to standard, jednak nie dla Filipa – zdradził „Pressowi” znajomy Chajzera.
Chajzer posiada wszelkie instrumenty do podjęcia skutecznego leczenia depresji. Ma dostęp do najlepszych psychiatrów, terapeutów, może sobie pozwolić na odpuszczenie pracy i oddanie się w ręce specjalistów. Średnio pasuje więc do roli, którą próbuje odgrywać: jednego z milionów Polaków zmagających się z depresją. On nie musi się drżeć o receptę, ani pracować podczas reemisji. Może sobie pozwolić na pełną amortyzację na czas leczenia.
Dlaczego zatem Filip Chajzer raczy nas pojękiwaniami o depresji? Raczej nie jest to wołanie o pomoc, bo tę może sobie zafundować. Nie sądzę też by Chajzer nie miał dookoła siebie ludzi, którym mógłby o swojej chorobie opowiedzieć.
Depresja nie odejmuje zdolności planowania i logicznego myślenia, szczególnie, gdy mamy do czynienia z osobą sprawną intelektualnie, a taką jest Filip Chajzer. Jego wynurzenia mają charakter pasywno-agresywnego oskarżenia: zobaczcie do czego doprowadziliście swoja krytyką. Mam depresję! Mogłem się zabić! Jestem ofiarą waszych ataków. Może więc mamy do czynienia z nową metodą uciszania, w tym wypadku ze wszech miar słusznego społecznego głosu krytyki?