Włodzimierz Cimoszewicz jest jednym z niewielu ludzi, którzy budzą we mnie najgłębszą antypatię. Nie wiem, do czego to się zaczęło – czy od tego, kiedy podczas ataku terrorystycznego na dzieci w Biesłanie, jedyne, co potrafił z siebie wykrzesać jako polski minister spraw zagranicznych, to idiotyczne i głęboko cyniczne pouczanie głęboko dotkniętych tragedią Rosjan? Cały świat wówczas wyraził bezwarunkową solidarność z Rosją przeciw terrorystom, tylko Cimoszewicz uznał błędnie, że ma coś mądrego do powiedzenia. Czy od tego, kiedy z dnia na dzień zostawił sztab ludzi, którzy pracowali przy jego kampanii wyborczej, bo stwierdził, że spokój jego rodziny może ulec zakłóceniu, więc on nie będzie kandydował? Czy od tego, kiedy każdą swoją wypowiedzią wskazywał, że lewica jest dla niego tylko czymś w rodzaju wstydliwego szyldu, bo najlepiej czuje się współpracując z liberałami? Czy po prostu irytujący jest jego bezwarunkowy proamerykanizm niezależnie od tego, w jakim krwawym gównie USA się zamoczyły.
Jednak z zaniepokojeniem odebrałem dzisiejszą informację, że białostocka prokuratura zwróciła się do Parlamentu Europejskiego o uchylenie immunitetu europosła Cimoszewicza w związku z wypadkiem, jaki miał miejsce ponad rok temu w Hajnówce. Cimoszewicz, jadąc samochodem bez ważnych badań technicznych, potrącił na przejściu dla pieszych kobietę, która w efekcie doznała dotkliwych obrażeń, m.in. złamania nogi. Cimoszewicz nie zawiadomił pogotowia, odwiózł poszkodowaną do domu i, jak twierdził, udzielił kobiecie „natychmiastowej pomocy”, zaś następnie „po przekonaniu o konieczności poddania się badaniu lekarskiemu została ona odwieziona do szpitala”. Tu jest pewna luka, ponieważ prokuratura twierdzi inaczej: że po odwiezieniu poszkodowanej do jej domu Cimoszewicz odjechał, a do wizyty w szpitalu przekonały ją i odwiozły tam „osoby trzecie”. Stąd sformułowanie prokuratury, że Cimoszewicz uciekł z miejsca zdarzenia nie zawiadamiając policji i pogotowia.
Celebryci, którzy powodują wypadki, są czymś w rodzaju papierka lakmusowego na deklarowaną zwyczajowo przez każdą władzę równość wszystkich wobec prawa. Łagodne wyroki powodują wściekłość opinii publicznej, skazanie zaś ją uspokaja.
W przypadku, gdyby immunitet europosła Cimoszewicza miał być uchylony, trzeba jednak będzie uważnie patrzeć na poczynania wymiaru sprawiedliwości. Wiarygodność nie jest bowiem jego najsilniejszą stroną.
Tak się bowiem złożyło, że już drugą kadencję PiS pracuje nad tym, by zaufanie do wymiaru sprawiedliwości, szczególnie w sprawach na styku polityki i prawa, stało się pojęciem całkowicie pustym i nic nie znaczącym. Struktury niegdyś cieszące się szacunkiem, jak Trybunał Konstytucyjny, stały się pośmiewiskiem i instrumentami gry politycznej w jej najbrudniejszych przejawach.
Nie ma zatem żadnych podstaw, by wierzyć, że sprawa obywatela Cimoszewicza będzie zbadana obiektywnie i zgodnie z obowiązującymi regułami, zaś postronni nie będą mieli wątpliwości co do kary lub uniewinnienia. Przeciwnie, można oczekiwać, że nawet jeśli immunitet nie zostanie uchylony, (a są na to ogromne szanse, ponieważ Polska nie cieszy się opinią kraju sprawiedliwości), to pisowskim mediom, politykom i urzędnikom nie będzie schodzić określenie w stosunku do opozycyjnego polityka – „ścigany przez prokuraturę”, żeby tylko wytworzyć wrażenie, że ciąży na nim poważne oskarżenie i wykończyć go jako polityka i człowieka. O co zresztą może chodziło od początku.