Uważani powszechnie za liderów wyścigu prezydenckiego Hillary Clinton i Donald Trump zaliczyli zwycięstwa w siedmiu z jedenastu stanów, gdzie odbywały się prawybory. Sanders wygrał w czterech, Ted Cruz w trzech, a Marco Rubio w jednym.
Nominacja Donalda Trumpa jest już niemal pewna. Nie może mu zagrozić ani Ted Cruz, ultraradykalny konserwatysta, który na koncie ma jeszcze sukces z Iowa (wygrał je jako pierwszy polityk, pochodzący z Ameryki Łacińskiej). Zdobył nominację w rodzinnym Texasie, w Oklahomie i Alasce, ani Marco Rubio, który z coraz większą zaciekłością atakował Trumpa podczas ostatnich debat, wygrał tylko w Minnesocie. Jak dotąd Trump pokonał rywali w 10 stanach, Cruz w czterech, a Rubio w jednym.
Wyraźne prowadzenie Trumpa nie spotyka się z zachwytem jego kolegów z Partii Republikańskiej. Niepokój wzbudziło m.in. otwarte wzajemne poparcie ze strony Ku Klux Klanu, do którego otwarcie odniósł się niedawno Paul Ryan, spiker Izby Reprezentatów. – Jeśli ktoś chce reprezentować Republikanów w wyborach, musi jasno odciąć się od grup i poglądów opartych o nienawiść i bigoterię – mówił.
Po raz kolejny widać, że ogromny majątek jest jednym z najważniejszych czynników, pozwalających na udział w amerykańskiej polityce. Hillary Clinton, wspierana finansowo przez największe banki i korporacje, wyraźnie prowadzi przed Berniem Sandersem, kandydatem związków zawodowych. Ona również zwyciężyła w siedmiu stanach, Sanders wygrał w Vermont (reprezentuje ten stan jako senator), w Oklahomie, Kolorado i Minnesocie. Niewiele zabrakło mu w Massachusetts. Niestety ponownie okazało się, że Sandersowi nie udało się dotrzeć do mieszkańców Południa, mimo ostrej antyrasistowskiej retoryki nie zdobył też głosów zamieszkującej je społeczności afroamerykańskiej. Lewicowy kandydat zapowiada jednak, że nie zamierza się wycofać i do końca będzie walczyć o nominację i możliwość zmierzenia się z Trumpem w ostatecznym starciu.
[crp]