Młodzi Francuzi mają dość neoliberalizmu. Ich kandydatem na prezydenta – radykalny lewicowiec, Jean-Luc Mélenchon!

Francja – już po raz enty w historii – staje się tyglem wyrazistych ideologii, które mogą doprowadzić do zmiany biegunów europejskiej sceny politycznej. Dziś istnieją tam nawet szanse na radykalny zwrot przeciwko neoliberalnemu mainstreamowi, nawet jeśli nie są (na tę chwilę) zbyt wielkie. Istotnie jest co innego. Najmłodsze pokolenie V Republiki widzi swojego lidera politycznego – i przyszłego prezydenta swojego kraju – w Jeanie-Lucu Mélenchonie z radykalnie lewicowej La France insoumise, który ostatnimi czasy, z sondażu na sondaż, zyskuje coraz wyższe poparcie. Wśród młodych również.

A że – jak to mawiał Karol Wojtyła – „w was, młodych, jest nadzieja”, pora poważnie przyjrzeć się rzeczonemu kandydatowi Nieuległej Francji oraz jego programowi.

Kilka lat temu przeczytałem fenomenalną książkę Didiera Eribona (ur. 1953) pt. Powrót do Reims. Tam autor – pochodzący z proletariackiej, peryferyjnej rodziny homoseksualny mężczyzna – przedstawia swoje perypetie w zmieniającym się społeczeństwie Francji. Kluczową kwestią jest dla niego kategoria „wstydu”.

Eribon, wpierw – będąc gejem na prowincji – musiał się wstydzić swojej orientacji seksualnej, później (już po „ucieczce ze wsi” do stolicy, Paryża) musiał wstydzić się swojego prowincjonalnego pochodzenia. Po latach wraca więc do swoich rodzinnych stron z pewnym bagażem teoretycznym oraz z niejako nabytymi „elitarystycznymi uprzedzeniami”. Jego rodzina, która jeszcze w XX wieku głosowała na Francuską Partię Komunistyczną, dziś optuje za faszyzującym Zgromadzeniem Narodowym (czyli za partią Marine Le Pen). Lewica utraciła zatem kontakt ze swoim pierwotnym elektoratem i obecnie tylko „bawi się” w liberalne wojny kulturowe, a nie walczy o kluczowe sprawy klasowe. Jeśli wierzyć owym prawicowym przekazom – to tak właśnie jest.

Jednak, gdy wejdziemy głębiej w podziały wewnątrz francuskiego społeczeństwa, to sprawa okazuje się znacznie bardziej skomplikowana.

We Francji to nie lewica dziś najbardziej słabnie, a – liberałowie! Oczywiście – jak pokazuje praktyka społeczna – gdy liberał będzie miał do wyboru faszyzm albo sprawiedliwość społeczną, to najprawdopodobniej wybierze faszyzm. No, ale skupmy się na lewicy…

Od kilku tygodni podium pierwszej tury w wyborach prezydenckich (wyznaczonych na 10 kwietnia 2022) wygląda w sposób następujący: 27,5 proc. – Macron, 18,5 proc. – Le Pen i 15,5 proc. Mélenchon. Co istotne, na samym finiszu (jak zawsze) najbardziej zyskuje kandydat radykalnej lewicy, Mélenchon. Gdyby udało mu się utrzymać ostatnie, systematyczne wzrosty poparcia, to miałby realne szanse na drugą turę bez przelania na jego konto procentów ze strony Francuskiej Partii Komunistycznej. Ogólną analizę sytuacji przedstawiliśmy tutaj.

Co pociąga młodych Francuzów w Mélenchonie?

Przede wszystkim – wiara w sprawiedliwość społeczną, która byłaby wolna od neoliberalnego, globalistycznego reżimu. Mélenchon wychodzi z radykalną ideą: czas na VI Republikę! Wedle jego wizji, Francja ma być oswobodzona z imperialistycznych zapędów zarówno ze strony europejskich potęg, jak i USA. Francja leży na wielu kontynentach, reprezentują ją ludzie różnych klas, rozmaitych etniczności – trzeba więc dążyć do sprawiedliwości w ramach Republiki, a nie oglądać się na globalną finansjerę.

Skrajna prawica (Zemmour i Le Pen) gra przede wszystkim na nutach ksenofobicznych i rasistowskich. Faszyzujący konserwatyści widzą tam naturalne odmienności, które przezwyciężyć można tylko twardą polityka neokolonialną. Mélenchon wskazuje zaś inne schematy podziału – uprzedzenia, fobie, nierówności majątkowe… Przezwyciężenie tych kwestii, wedle lewicowego kandydata, może zmienić oblicze europejskiej polityki. Nie liczy się kolor skóry czy wyznanie – liczy się różnorodna kulturowo, a sprawiedliwa społecznie wspólnota przeciwko możnym tego świata.

Młodzi rozumieją to, jak mało kto… Widzą, jak wąska, uprzywilejowana elita odbiera im nie tylko perspektywy rozwoju, ale też miejsce na własnej planecie! Dlatego – gdyby mieli wybierać swojego prezydenta, to zostałby nim właśnie Mélenchon.

Program wyborczy Mélenchona ogniskując się wokół kwestii ekonomicznych, ekologicznych, feministycznych i edukacyjnych, odpowiada na problemy młodych Francuzów. Rzecz jasna, wśród przedstawicieli „przedmieść” znajdzie się też sporo młodych mężczyzn optujących za Zemmourem i Le Pen, ale to lewica – bez względu na kwestie kulturowe – ma jedyne sensowne odpowiedzi na najważniejsze problemy egzystencjalne młodego pokolenia.

Jak będzie w tych wyborach? – trudno powiedzieć. Ale za pięć lat – to właśnie francuska lewica może okazać się najrozsądniejszą i najskuteczniejszą siłą w wyścigu o fotel prezydenta V Republiki.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…