Na ostatnie piątkowe południe w Sejmie zapowiedziano konferencję Pawła Kukiza, Liroya i Marka Jakubiaka, na której miano przedstawić wielki powrót dwóch synów marnotrawnych na łono formacji rockmana. Byłoby to zrozumiałe – zarówno nibypartia Kukiza, jak i Konfederacja, której częścią byli Liroy z Jakubiakiem, zaliczyły srogi łomot w najłatwiejszych wyborach dla małych ugrupowań – do Parlamentu Europejskiego. Bytowanie poniżej progu wyborczego, a więc brak nadziei na ewentualne frukta skłania polityków do współpracy i zapomnienia o gorzkich słowach, których sobie wcześniej nie szczędzono. Wielu wyborców prawicy niepisowskiej zaś oczekuje szerszego połączenia, które w sondażach może zebrać nawet 10 proc. poparcia i być języczkiem u wagi w przyszłym parlamencie.

Kukiz jednak postanowił zrobić psikusa swoim byłym współpracownikom i na konferencję po prostu nie przyszedł, oznajmiając im, że jego warunkiem jest wzięcie do wspólnych rozmów PSL-owców, właśnie wychodzących z koalicji z Platformą (według innej teorii wcale nie wychodzących, lecz tylko w ten sposób negocjujących). Dwaj wystawieni panowie ogłosili więc powołanie Federacji, coś w rodzaju partii złożonej z dwóch planktonowych środowisk. Czemu pan Paweł wywinął im taki numer? Zapewne dlatego, że zdaję sobie sprawę, iż browarnik z raperem chcieli po prostu podbić swoją cenę w rozmowach z nowym zarejestrowanym przez Korwina bytem politycznym o starej nazwie – Konfederacją.

Konfederacja to rzekomo szeroki projekt, realnie jednak od początku rządzą tam korwiniści – bo mają najwięcej kasy. To dla nich więc szykowane są najlepsze kąski, czytaj: wysokie miejsca na listach. Coś tam dostaną również narodowcy, bo wprowadzeni przez Kukiza do Sejmu mają jakieś struktury w terenie i pewną widoczność. Braun czy Godek to wolne elektrony, chętnie przytulające się do nowej partii, ale realnie z szansą tylko na gorsze miejsca. Niewiele wyższą wartość przetargową mają miotający się Liroy z Jakubiakiem.

Przeszkodą w połączeniu Kukiza i Konfederacji są – jak to zwykle bywa – ambicje liderów i dawne zaszłości. Kukiz nienawidzi Korwina od 2015 roku, gdy ten drugi złamał dżentelmeńską umowę o wycofaniu się z wyborów w razie, gdyby ten pierwszy miał wyższe poparcie w sondażach przedwyborczych. A także za atak w debacie sprzed 4 lat, gdy Korwin drwił z jednomandatowych okręgów wyborczych – kluczowego postulatu pana Pawła. Korwin zaś nienawidzi, bo lubi nienawidzić, a Kukiza uważa za idiotę.

Poparcie Kukiza oscyluje wokół 4 proc., organizacyjnie jednak formacja podbierana jest po cichu przez Prawo i Sprawiedliwość. PiSowcy chętniej dogadaliby się z Kukizem niż z nieprzewidywalną i oszołomską Konfederacją, ale teraz tracą skrupuły, bo w wojnie dwóch bloków liczy się każdy głos. Przy zapowiadanej wysokiej frekwencji na skrajnej prawicy nic nie przeżyje. I to akurat jest dobra wiadomość.

patronite
Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…