Jak podaje Krajowy Rejestr Dłużników, liczba zadłużonych pasażerów komunikacji miejskiej, którzy zostali przyłapani bez biletu, wynosi już 300 tys., w sumie zalegają na 350 mln zł. Kwota ta wzrosła o 30 proc. w ciągu ostatniego roku.
Z danych KRD wynika, że statystyczny gapowicz to mężczyzna w wieku 26-35 lat, pochodzący z Mazowsza. Większość dłużników ma na koncie więcej niż jeden mandat, średnio są to trzy wpadki, zaś przeciętna kwota zadłużenia to 1167 zł. Rekordzistą jest mieszkaniec Wielkopolski, który jest winien firmie przewozowej aż 92 tys. zł. Jak podaje Igor Krajnow z warszawskiego ZTM, sposobem na „walkę z gapowiczami” ma być zwiększenie liczby kontrolerów w autobusach i tramwajach oraz bardziej skuteczna windykacja.
Teoretycznie dług wynikający z niezapłacenia mandatu za jazdę bez biletu przedawnia się po roku, jednak jeśli przewoźnik zdąży zwrócić się w tym czasie do sądu, dostaje kolejne 10 lat na ściągniecie należności.
Fakt, że to właśnie mieszkańcy Warszawy mają tak duże problemy z długami za przejazdy komunikacją miejską nie dziwi. Im większe miasto, tym trudniej jest się po nim poruszać pieszo, a ceny biletów w stolicy – zwłaszcza jednorazowych – są w porównaniu do średnich dochodów wyjątkowo wysokie. Dla porównania Niemiec jest w stanie za średnią pensję kupić w Berlinie ponad 2 tys. biletów krótkoprzejazdowych, Polak za przeciętne wynagrodzenie nad Wisłą – niewiele ponad tysiąc 20-minutowych biletów warszawskiego ZTM.
Wspomnieć też należy, że średnie zadłużenie – 1167 zł, to kwota której połowa polskich rodzin nie jest w stanie przeznaczyć na nagły, nawet niezbędny, wydatek.