Kolejne zmiany w zatrudnianiu pracowników z zagranicy? Po wdrożeniu przepisów wynikających z unijnej dyrektywy nie będzie już można oferować im pracy za marne grosze.
W 2015 r. polscy pracodawcy złożyli 782 tys. oświadczeń, na podstawie których legalnie zatrudniani byli cudzoziemcy. Zdecydowana większość z nich to Ukraińcy. Tysiące pracowników tej narodowości skutecznie zastępowało Polaków, którzy z kolei w poszukiwaniu lepszego życia emigrowali do państw Europy Zachodniej, zgadzając się przy tym pracować za niskie stawki, które w porównaniu z nędznymi wynagrodzeniami ukraińskimi i tak wydawały się atrakcyjne. Ukraińcy, a w mniejszym stopniu również przybysze z innych byłych republik radzieckich, byli zatrudniani głównie na budowach, w gastronomii, rolnictwie i transporcie.
Polscy przedsiębiorcy lubią zatrudniać za niskie płace, więc tylko w pierwszym kwartale bieżącego roku złożyli 318 tys. oświadczeń o chęci zatrudnienia migranta z Ukrainy, Białorusi, Mołdawii, Gruzji, Rosji lub Armenii. Mogli to robić tym łatwiej, że w przypadku zatrudniania obywateli tych krajów pracodawca nie ma obowiązku tzw. testu rynku pracy, czyli sprawdzania, czy wolnego stanowiska nie chciałby objąć Polak. Wystarczyło samo oświadczenie złożone w Powiatowym Urzędzie Pracy. Jeśli chodzi o wynagrodzenie, mogło ono wynosić tyle, co płaca minimalna.
Jak pisze dzisiejsza „Rzeczpospolita”, rząd zamierza zmienić tę sytuację. Żeby zatrudnić Ukraińca, pracodawca będzie musiał zdobyć zezwolenie od starosty, ważne na osiem miesięcy w przypadku pracy sezonowej i pół roku przy zatrudnieniu tymczasowym. Co więcej, pracownicy z zagranicy będą musieli dostawać płacę taką samą, jak pracujący w danej branży obywatele polscy. Oba aspekty zmian, przede wszystkim jednak widmo podwyższenia marnych stawek, wzbudziły już sprzeciw polskich pracodawców. Ich organizacje zwracają ponadto uwagę na fakt, że nowe przepisy praktycznie nie dotkną krajów tzw. starej Unii, w których to Polacy (ale również np. Rumuni) masowo wykonują zawody takie, jak w Polsce powierza się tanim pracownikom ze wschodu.
Przedstawiciele rządu, gdyby jeszcze ktoś miał co do tego wątpliwości, podkreślają, że nie mają zamiaru zrobić krzywdy przedsiębiorcom, a nowe prawo to właściwie owoc unijnej dyrektywy, a nie inicjatywa własna PiS. Partii, która – przypomnijmy – buduje swoje sukcesy na udawaniu, jak bardzo jest prospołeczna i skupiona na potrzebach słabszych, biedniejszych i wykluczonych. Niejako przy okazji Stanisław Szwed, wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej zauważył, że ludzie nie mogą być traktowani jako tania siła robocza.