Kiedyś dzwoniły dzwonki sań, dziś wyją syreny ambulansów. Coś białego w wigilię zobaczą ci, którzy lada chwila mogą się znaleźć w czarnych workach. Trudno nawet życzyć „zdrowych” czy „spokojnych”, nie popełniając niezręczności.

Dla wielu z nas będą to najsmutniejsze święta w życiu. W 2020 roku zmarło najwięcej Polaków od zakończenia drugiej wojny światowej. W samym tylko listopadzie zanotowano prawie 60 tysięcy zgonów, dwukrotnie więcej niż rok wcześniej. Jedni przestali oddychać w domach, inni w karetkach zakleszczonych w korkach przed szpitalami, jeszcze inni dokonali żywota czekając na oddalający się termin zabiegu.

Nie wszyscy musieli umrzeć. Przykłady Wietnamu czy Nowej Zelandii pokazują, że mądrze działające państwo może zapewnić obywatelom bezpieczeństwo. Ale do tego potrzebne są dwie rzeczy: kompetencje sprawujących władzę i sprawne instytucje. Polskie władze nie miały czasu przygotować kraju na nadejście kulminacyjnej fali zarażeń, gdyż były zajęte walką z LGBT.  Dopiero kiedy zaczął się pomór, doszło do nich, że potrzebujemy szpitali polowych i dodatkowych respiratorów. Ale nawet gdyby udało się uniknąć tego falstartu, dewastowana przez lata prywatyzacją i cięciami polska ochrona zdrowia i tak nie byłaby w stanie sprostać zadaniu. Trudno w ciągu kilku miesięcy naprawić coś, co było zaniedbywane przez trzy dekady.

Epidemia obnażyła nie tylko dyletanctwo tej konkretnej władzy, ale przede wszystkim ukazała, w jak niewydolnym państwie żyjemy. W 2020 roku powitaliśmy 16 nowych miliarderów. Żyjący w alternatywnym świecie krezusi dysponują majątkiem sięgającym 300 mld złotych. Dla porównania – Narodowy Fundusz Zdrowia w pandemicznym roku dysponował kwotą 90 mld zł.

Podobno bogactwo skapuje, a działalność charytatywna bogaczy ratuje świat. Chciałbym się dowiedzieć, jak ogarniętej epidemią Polsce pomogły miliardy zalegające na koncie Dominiki Kulczyk, trzeciej najbogatszej osoby w tym kraju? Jak na rzecz ratowania polskiego społeczeństwa zapracowały aktywa Michała Sołowowa? Ile istnień uratowała działalność gospodarcza Zygmunta Solorza?

Sprawiedliwy podział bogactwa społecznego wyklucza istnienie klasy miliarderów. Czas najwyższy na audyt majątków nowej arystokracji, tej która dorobiła się kupując od państwa fabryki w cenie samochodów osobowych, tej, która utuczyła się na wyśmienitych interesach z państwem, jak również tej, która unika przez lata opodatkowania, księgując zyski w spółkach-córkach na Cyprze i w Irlandii. Czas na nacjonalizacje, wywłaszczenia i sprawiedliwy system podatkowy.

 

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…