Mój znajomy, mikroprzedsiębiorca, zaoferował pracę tymczasową. Jak przyznał: mógłby ją wykonać sam, ale postanowił „komuś pomóc”. Zaproponował 20 zł za godzinę. To zaledwie 30 groszy więcej od ustawowej płacy minimalnej na rok 2022. Mój znajomy uważa jednak, że „stawka jest normalna”.
Główny Urząd Statystyczny podał właśnie dane obrazujące realne wynagrodzenia w Polsce. Wynika z nich, że połowa zatrudnionych otrzymywała w 2021 roku pensje nie wyższą niż 4702,66 zł brutto. Oznacza to, że co drugi polski pracownik zarabia miesięcznie mniej niż 3403 zł na rękę.
Mój znajomy w pewnym sensie ma rację. Stawka, za pomocą której zamierza „pomagać” plasuje go w środku stawki, jeśli chodzi o innych tego typu dobroczyńców. Żyjemy w kraju, w którym niskopłatna praca jest obowiązującym modelem. Społeczeństwo przez trzy dekady z hakiem zdążyło się w tej dupie urządzić. Zarabiasz za mało? Zmień pracę, albo weź dodatkową.
Magiczne zaklęcia kultu zaradności doprowadziły nas do sytuacji, w której jesteśmy najbardziej zaharowanym społeczeństwem w Unii Europejskiej. Harujemy średnio po 45 godzin tygodniowo. I nadal klepiemy biedę.
Powiedzmy sobie jasno – przy obecnym poziomie cen artykułów podstawowych i wynajmu mieszkań, nikt, bez względu na charakter pracy, nie powinien zarabiać 20 zł za godzinę pracy. Takie zarobki, zwłaszcza w dużych miastach, spychają człowieka do kategorii „pracującej biedoty” – nie pozwalają na zaspokojenie podstawowych potrzeb życiowych, nie dają minimalnego choćby poczucia bezpieczeństwa oraz uniemożliwiają praktycznie planowanie rozwoju.
Praca niskopłatna zabija jak papierosy – powoli wyniszcza człowieka od środka. Zwykle jest na tyle wyczerpująca, by odbierać znaczną część energii życiowej, którą moglibyśmy przeznaczyć na podnoszenie kompetencji i szukanie lepiej płatnego zajęcia. 20 złotych za godzinę odbiera człowiekowi teraźniejszość i przyszłość.
Odpowiedzialność za podtrzymywanie patologicznego modelu rozkłada się na wszystkie rządy po 1989 roku. Podsumowaniem smutnego obrazu transformacyjnego dorobku jest raport „Młodzi na rynku pracy w czasach pandemii COVID19”, opracowany przez młode kobiety, związkowczynie z Konfederacji Pracy. Dokument ukazuje obraz wieloletnich zaniedbań i skutków karygodnie złych decyzji. Polski pracownik jest osamotniony, pozbawiony wsparcia organizacji związkowych, walczy o przetrwanie w warunkach powszechnego przyzwolenia na łamanie jego praw, z ograniczonym dostępem do instytucji wspierających jak żłobki (nieobecne w 71 proc. gmin!), które mogłyby go/ją trochę odciążyć go po tych 45 godzinach tyrania. Z drugiej strony z raportu wyłaniają się szklarniowe wręcz warunki do uprawiania wszelkiego rodzaju cwaniactwa i zwykłego złodziejstwa – firmy nabijające sobie zyski bezpłatną pracą stażystów, powszechność i przyzwolenie społeczne na tanią pracę.
Gdzieś na murze pojawił się napis „PRZEMOC TO ŻYĆ ZA 2800 zł”. A tyle się mówi we współczesnej Polsce o niezgodzie na przemoc. Co rusz słyszymy, że ktoś cieszący się opinią fajnego ziomeczka, zostaje zdemaskowany jako zły przemocowiec. Tymczasem przyzwolenie na przemoc strukturalną, jaką jest niskopłatna praca, nadal ma się świetnie.