Im bardziej prawdopodobne zdawało się zwycięstwo Andrzeja Dudy, tym większa panika ogarniała wiele osób – niekoniecznie związanych z PO, także tych o lewicowej proweniencji. Przekonywałam wówczas – i nadal w to wierzę – że zupełnie niepotrzebnie. „Prezydent Andrzej Duda” to żaden powód, żeby drżącymi rękami przewracać szuflady w poszukiwaniu paszportu.

„Premier Beata Szydło” – to zupełnie inna sprawa. Jak mawiają bohaterowie kreskówek: „to jest ten moment, kiedy uciekamy w popłochu”.

Gwoli ścisłości: osobiście nie mam nic przeciwko Beacie Szydło. Wprawdzie wyróżnia ją charyzma głównej księgowej z zakładu gospodarki uspołecznionej Niemieckiej Republiki Demokratycznej – ale doprawdy nigdzie nie jest powiedziane, że szef rządu musi być charyzmatyczny. A nawet wręcz przeciwnie: wiele wskazuje na to, że osobista charyzma Donalda Tuska sprawiła, że bezczelna i kłamliwa propaganda sukcesu uprawiana przez Platformę okazała się tak skuteczna, że przyniosła jej zupełnie niezasłużone zwycięstwa wyborcze osiem razy z rzędu. Może lepiej, kiedy premier nie budzi namiętności – wtedy wyborcy mają większe szanse, żeby obiektywnie ocenić efekty jego rządów.

Nie wątpię też, że Beata Szydło jest racjonalnym, trzeźwo myślącym politykiem o wyraźnie prospołecznych poglądach na gospodarkę i że nadaje się na fotel szefa rządu wielokrotnie bardziej niż pediatra z Szydłowca. Wprawdzie (wbrew wrażeniu, które można odnieść słuchając jej w dyskusjach o gospodarce) Szydło nie jest z zawodu ekonomistą, ukończyła jednak studia podyplomowe i na SGH, i na Akademii Ekonomicznej w Krakowie, ma spore doświadczenie w samorządach, w Sejmie od lat pracuje w komisjach gospodarki i finansów – w sumie, niewątpliwie jest wykształcona, doświadczona i kompetentna. Oraz ma pojęcie o ekonomii, co dla premiera jest – w mojej opinii – wymogiem kluczowym. Trudno też nie odnotować sukcesu, jakim była poprowadzona przez nią kampania prezydencka.

Jednak między prezydentem Dudą i ewentualną premier Szydło jest jedna zasadnicza różnica. Obydwoje należą do znaczącej grupy polityków, wykreowanych przez Jarosława Kaczyńskiego. Jednak Duda jest pierwszym, którego Jarosław Kaczyński nie może odwołać.

Natomiast koncept „premier Beata Szydło” – coraz częściej pojawiający się w sugestiach i niedopowiedzeniach rozmaitych pisowskich „inżynierów dusz” – ma to do siebie, że jest odwracalny. Nawet, jeśli dziś strategia wyborcza PiS opiera się na chowaniu prezesa i dalszym eksponowaniu kompetentnego i wyważonego oblicza partii, uosabianego przez Beatę Szydło – nie ma żadnych powodów sądzić, że linia ta utrzyma się po wyborach.

A co jak co, ale „rząd premiera Kaczyńskiego” – to prawdziwy powód do trwogi.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. 1.
    „pediatra z Szydłowca”

    Co racja to racja. Rzeczywiście każdy „skądś jest” a prawie każdy ma jakiś zawód. Dla przykładu owa pediatra „z” Szydłowca (Kopacz), historyk „z” Gdańska (Tusk), nauczyciel „z” Gorzowa Wlkp. (Marcinkiewicz), rolnik „z” Zielnowa (Lepper), mecenas „z” Warszawy (Olszewski), robotnik „z” Żyrardowa (Miller), prawnik „z” Krakowa (Rokita).

    2.
    „charyzma głównej księgowej z zakładu gospodarki uspołecznionej Niemieckiej Republiki Demokratycznej”

    Rozumiem, że autorka tego tekstu zna wszystkie osoby zatrudnione na tym stanowisku w okresie NRD. Czy tak?

  2. usypiają czujność pisiory. Kaczor nie odpuści,musi zostać premierem bo inaczej jego dziejowa misja się nie dopełni.A tego katolicki naród nie zdzierży.beatka ociepla wizerunek,duda oswaja nieufnych i przerażonych. kaczor w domowym zaciszu pisze orędzie do narodu-„Ja jako wreszcie premier Polski….”

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Ruski stanął okoniem

Gdy się polski inteligencik zeźli, to musi sobie porugać kacapa. Ale czasem nawet to mu ni…