Site icon Portal informacyjny STRAJK

Czekając na polski Ku Klux Klan

Fotografia J. Samolińskiej

Justyna Samolińska, foto: Bojan Stanisławski

Ostatnio czytałam doskonały reportaż Katarzyny Surmiak-Domańskiej o Ku Klux Klanie, o korzeniach rasistowskich bojówek w USA i o tym, jak wyglądają dzisiaj. Reportaż jest doskonale napisany, czyta się go jak kryminał. Wciąga i przenosi w świat żyjących rasistowską ideą mieszkańców perfekcyjnie białych miasteczek, w świat rasowej segregacji i pogardy, wyjaśniając wiele mechanizmów i symboli – dowiadujemy się m.in., że KKK powstało dla zabawy, a białe kaptury miały po prostu nastraszyć bogobojnych mieszkańców. Rasizm, płonące krzyże i morderstwa pojawiły się później.

Czasem, czytając dobrą książkę, „wsiąkam” w świat przedstawiony na tyle, że potrzebuję chwili, żeby się z niego otrząsnąć i wrócić do rzeczywistości. Kiedy ostatnio, pochylona nad „Ku Klux Klan – tu mieszka miłość” kątem oka dostrzegłam w metrze wsiadającego czarnoskórego mężczyznę, poczułam niepokój i zaczęłam rozglądać się po wagonie – kto pierwszy go zaatakuje, kto pierwszy szturchnie, kto każe wysiąść z przedziału dla białych. Spięłam się w oczekiwaniu na konfrontację, po czym zdałam sobie sprawę z tego, że nie jestem w Mississippi w 1964, tylko w Warszawie w 2015. No właśnie.

W ostatnią niedzielę wieczorem w rojnym, doskonale oświetlonym centrum stolicy, przy „patelni”, czyli betonowym placyku w idealnie centralnym punkcie stolicy, kilkunastu chuliganów pobiło ciemnoskórego mężczyznę. „Skąd jesteś? Wypierdalaj!” – wrzeszczeli. Zarówno w metrze, jak w przejściu podziemnym pod Rondem Dmowskiego, jest ochrona. Rzecz działa się o 20.00 – nie było późno, a na miejscu były dziesiątki ludzi. W końcu grupka pięciu osób zdecydowała się zareagować, napastnicy rzucili się na nich z tulipanami z butelek i zwyzywali od lewaków. Dzień później nastoletni Hindus wracał do domu przez Hożą – czterech mężczyzn rzuciło się na niego, pytając o wyznanie (pewnie muzułmanin) i próbując okraść. Trafił do szpitala.

Nie ma danych na temat tego, ile osób pada rocznie ofiarą rasistowskiej przemocy. Policja ich nie gromadzi. Nie da się stwierdzić, pokazać palcem – problem rośnie. Z drugiej strony, jest to absolutnie oczywiste dla każdego, kto patrzy – dzisiaj można powiedzieć rzeczy, których nie można było powiedzieć dwa lata temu; dzisiaj o atakach na Hindusów, Syryjczyków czy Romów słyszymy kilka razy w tygodniu. Atmosfera jest inna – wsiadając do metra, które jeszcze niedawno wydawało mi się całkowicie bezpieczne, jestem w stanie sobie wyobrazić, że nagle ktoś zacznie szarpać współpasażera, bo jest czarny. Za każdym razem, kiedy widzę kogoś, kto mógłby stać się ofiarą ataku, szukam wzrokiem potencjalnych sprawców. Wiadomo, że zawsze były kibicowskie bojówki, jak White Legion, że był Marsz Niepodległości, ale miałam jednak wrażenie, że zagrożenie – chociaż niezaprzeczalne – jest gdzieś na marginesie, dotyczy nielicznych. Dzisiaj w oczywisty sposób jest inaczej.

To się nie dzieje samo, ktoś jest za to odpowiedzialny. Kampania parlamentarna, która dała polskie prawicy tak wysokie wyniki, a która opierała się przede wszystkim na nienawiści rasowej i religijnej, przynosi bardzo wymierny skutek. I zastanawiam się, czy Paweł Kukiz, wprowadzający do Sejmu nazioli z Ruchu Narodowego, Jarosław Kaczyński, straszący pasożytami syryjskich uchodźców, Janusz Korwin Mikke – czy oni sami też byliby gotowi atakować na ulicy ludzi, bo ich skóra ma nieodpowiedni kolor? Sami, własnymi pięściami? Czy dziennikarze Telewizji Republika albo serwisu Natemat, sprzedający niusy o tytułach „muzułmański uchodźca zgwałcił dziecko”, są gotowi sami chodzić po ulicach i pytać chłopców, których uroda skojarzy im się z islamem, jakiego są wyznania, a potem bić ich po twarzy? Czy i kiedy w Polsce ktoś dla zabawy, dobrej klikalności, wysokiego wyniku w wyborach zacznie zakładać białe prześcieradła?

Exit mobile version