Wicepremier Jadwiga Emilewicz ogłosiła, że warto pomyśleć nad tym, by niektóre świadczenia pieniężne wypłacać w formie bonów. Nie sprecyzowała, co ma na myśli, ale z jej wypowiedzi wynikało, że chodzi o to, by środki były w większym stopniu niż dotychczas związane z dobrem dzieci. Dyskusja na ten temat mogła być ciekawa. Mogła, ale nie doszło do niej, ponieważ Beata Szydło i Zbigniew Ziobro przy wsparciu Adriana Zandberga i innych polityków Lewicy błyskawicznie ją zamknęli.

Czy słusznie? Można mieć wątpliwości. Reakcja Beaty Szydło akurat nie dziwi – wszak program Rodzina 500+ w formie gotówkowej to sztandarowy program PiS-owskiego rządu. Odejście od niego czy nawet niewielka zmiana jego założeń mogłaby poważnie naruszyć zaufanie do władzy. Przekaz PiS-u jest jasny: choćby polskie państwo zaczęło się sypać, bezrobocie miało wzrosnąć trzykrotnie, a płace w budżetówce spaść o połowę, to 500+ ma pozostać niezmienione! Trudno jednak pojąć, dlaczego ten przekaz przyjęła też duża część Lewicy.

Czy bon w wersji minister Emilewicz jest dobrym pomysłem, trudno powiedzieć, bo nie poznaliśmy szczegółów, ale wydaje się, że Lewica powinna podjąć namysł nad modyfikacją programu socjalnego, który kosztuje ponad 40 mld zł rocznie, z czego duża część trafia do osób dobrze sytuowanych.

Można mieć też wątpliwości co do argumentacji lidera Razem, który krytykując pomysł bonu, użył argumentów konserwatywnych. Atakując Emilewicz, Zandberg napisał: „pani premier naprawdę nie wie lepiej od rodziców, czy dzieciom potrzebny jest komputer, wyjazd ze szkołą językową w wakacje, czy może rodzinny wypad do kina”. Innymi słowy, rodzina wie lepiej od państwa, na co przeznaczyć środki z systemu świadczeń społecznych. Czy faktycznie zawsze lub w zdecydowanej większości przypadków tak jest? Można polemizować. Socjaldemokratyczna polityka społeczna opiera się głównie na wysokiej jakości usługach publicznych. W Szwecji czy Finlandii świadczenia pieniężne odgrywają marginalną rolę w porównywaniu z wydatkami na usługi publiczne. Dotyczy to też wychowywania dzieci. Podstawą polityki rodzinnej są tam między innymi wysokiej jakości edukacja od przedszkolnej po akademicką, opieka medyczna i psychologiczna dla wszystkich dzieci, pełnowartościowe posiłki dla uczniów czy zapewnienie transportu do szkoły. Tamtejszy ustawodawca uznaje, że państwo wie lepiej od rodziców, jak zorganizować te obszary działalności i zdecydowaną większość środków w systemie przeznacza nie na świadczenia pieniężne, a właśnie na usługi i dobra istotne dla rozwoju dzieci. Dziwi też, że polityk lewicy traktuje rodzinę jako podstawową komórkę społeczną – to raczej model chadeckiej prawicy. Zgodnie z podejściem socjaldemokratycznym głównym adresatem świadczeń są poszczególne jednostki, a dziecko jest uznawane w nim za pełnoprawną osobę. Zresztą program Rodzina 500+ pierwotnie był ogłaszany właśnie jako wsparcie dla dzieci. Jeżeli więc pomysł na bon minister Emilewicz oznaczałby, że chodziłoby o przeniesienie części środków z programu właśnie na wysokiej jakości usługi publiczne lub istotne dobra, z których korzystałyby dzieci, to Lewica powinna ten pomysł co najmniej rozważyć. 

Oczywiście, można argumentować, że potrzebne jest jedno i drugie, gotówka i usługi publiczne, ale Polska jest krajem, w którym świadczenia pieniężne w postaci programów Rodzina 500+ i Wyprawka + stanowią fundamenty polityki społecznej, a usługi publiczne są od lat zaniedbywane, zaś dostępność i jakość wielu z nich spada. Trudno zrozumieć, dlaczego Lewica ma ten system priorytetów uznawać za swój. Na dodatek Lewica nie tylko wspiera program Rodzina 500+ w obecnej wersji, ale też głosowała za trzynastą emeryturą i nie protestowała przeciwko Wyprawce+. Bez znaczącego podniesienia podatków trudno byłoby znacznie zwiększyć wydatki socjalne, a klub Lewicy póki co nie przedstawił propozycji daleko idących zmian w systemie podatkowym. Skoro tak, to jeśli chcemy zwiększyć wydatki na zaniedbanych przez rząd obszarach polityki społecznej, to powinniśmy wskazać, gdzie dokonać cięć.

Ale nawet niezależnie od deficytów budżetowych, trudno pojąć, czemu Lewica miałaby popierać program Rodzina 500+ w obecnej postaci. Lewicowi komentatorzy twierdzą, że główną zaletą świadczenia jest znaczne zmniejszenie skali ubóstwa. Nie jest to w pełni oczywiste, bo w 2018 r., w okresie dobrej koniunktury, skala bezwzględnego ubóstwa wzrosła aż o 25%, co dotyczyło również gospodarstw z dziećmi. Skoro jednak chodziłoby o walkę z ubóstwem, to naturalne powinno być poparcie dla wprowadzenia kryterium dochodowego w programie. Wszak Mateuszowi Morawieckiemu i jego dzieciom nie groziłoby ubóstwo, gdyby utracili 500+. Warto pamiętać, że rozszerzenie programu Rodzina 500+ na wszystkie rodziny z dziećmi i zniesienie kryterium dochodowego oznaczało dodatkowy koszt dla budżetu wysokości ok. 17 mld zł rocznie, a wpływ tej zmiany na skalę ubóstwa był minimalny. Czy zdaniem Lewicy lepiej przekazywać bogatym rodzinom pieniądze zamiast zapewnić wszystkim dzieciom wysokiej jakości posiłki w szkołach albo upowszechnić opiekę żłobkową? Ponadto, skoro Lewicy chodzi o zniesienie ubóstwa, to czy nie lepszym rozwiązaniem od programu Rodzina 500+ byłoby wprowadzenie Minimalnego Dochodu Gwarantowanego, czyli świadczenia, które uzupełniałoby miesięczny dochód wszystkim osobom żyjącym w ubóstwie do pewnej ustalonej kwoty (np. do 1500 zł)?

Jest wiele instrumentów polityki społecznej i różne formy pomocy dla osób, które jej najbardziej potrzebują. Trudno zrozumieć, dlaczego duża część polityków Lewicy przyjęła opowieść, zgodnie z którą Jarosław Kaczyński wybrał te najlepsze.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Problem raczej w tym, że w rzeczonej Finlandii pracodawcy płacą wystarczająco dużo pracobiorcom, by ci nie musieli decydować, na co wydać jakieś dodatkowe pieniądze od państwa. W Polsce utrwaliło się przekonanie, że pracodawcy są od dawania zatrudnienia w zamian za skąpe datki a nie od utrzymywania swych pracowników przy życiu na względnie wysokim poziomie, zaś zapewnienie obywatelom odpowiedniego dochodu to rola państwa, które w dodatku ma obniżać podatki. No i mamy to co mamy, czyli dyskusję o tym, jak jeszcze lepiej dofinansować pracodawców, zamiast o tym, jak ich zmusić do odpowiedzialności za los przynoszących im krociowe zyski pracowników. Każdy socjal dla pracujących to wspomaganie tzw. przedsiębiorców, czyli ludzi przedsiębiorczych, żyjących coraz lepiej z cudzej pracy. Bo skoro państwo może znaleźć pieniądze na wypłatę świadczeń pracującym, to przecież nie drukuje ich, tylko redystrybuuje. A więc powinny być one bez łaski wypłacane ludziom przez pracodawców, zamiast wracać do nich tak skomplikowaną drogą.

  2. Nie istnieje choćby najmniejszy związek między usługami publicznymi a bonem. Zupełnie jak z turystycznym, którym nie można opłacić pobytu w normalnym sieciowym hotelu (np. Ibis czy Novotel), ale zakupy w mięsnym i hurtowni budowlanej oraz usługi agencji ochrony jak najbardziej. To dopiero „turystyczne” wydatki! Zapewne za wieloma podmiotami z listy uprawnionych stoją krewni i znajomi polityków partii rządzącej. Jeśli tak samo miałoby wyglądać 500+, to nic dziwnego, że każdy niezaślepiony ideologią wysuwa sprzeciw.

    Ponadto być może zapowiada się stopniowa likwidacja 500+ jako programu o marginalnym znaczeniu politycznym (Duda wyraźnie przegrał u osób w wieku rozrodczym), ale to już zupełnie inny temat.

    1. To że Ibis albo Novotel nie akceptuje bonów turystycznych, to tylko o nich świadczy. Klient stoi i gotów jest płacić, więc jeśli takiego klienta firma olewa, to… jedyny plus wolnego rynku jest taki, że taka firma musi paść.

    2. Powód braku akceptacji bonów przez Ibis czy Novotel nie ma żadnego znaczenia. Problemem jest brak weryfikacji podmiotów obecnych na liście. Jeśli rząd uznał, że rodzice są zbyt głupi, by opłacić dzieciom wakacje i najmłodszych trzeba uszczęśliwić na siłę, to należy być konsekwentnym i nie dopuszczać m.in. mięsnych, budowlanych, agencji ochrony, medycyny estetycznej (wtf?!) oraz krzaków nieposiadających żadnych informacji w Internecie. Tutaj zachodzą uzasadnione obawy o wyłudzanie środków publicznych na fikcyjne usługi sprzedawane sobie, krewnym i znajomym.

    3. @Poziomka

      Bon cuchnie hipokryzją libertariańskich gowinowców. Wyszli z założenia, że każdy rodzic przechleje trzynaste 500+ i żaden dzieciak nie uświadczy wakacji. Dokonane ubezwłasnowolnienie nie dotyczy, rzecz jasna, prywaciarstwa i tak w „turystycznym” rejestrze znalazły się m.in. podmioty medycyny estetycznej z JEDYNYM kodem PKD 86.90.E….

      Gdyby chodziło o rzeczywiste skierowanie kasy na turystykę, najpierw powstałaby zweryfikowana baza danych podmiotów o turystycznym profilu działaności, które świadczą swoje usługi przez co najmniej wskazany okres czasu. A tak mamy do czynienia z kolejną możliwością wyciągnięcia kasy przez prywaciarstwo.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…