Twórca ASZdziennika, Rafał Madajczak, opowiada Portalowi STRAJK o tym, z czego sie śmieją Polacy.

Jeśli prawdą jest to, że Platforma Obywatelska przegrała wybory, bo nie doceniła siły internetu, który ją krytykował, to w dużej mierze przegrała przez ciebie. Być może właśnie za tę siłę zostałeś nominowany do tegorocznej nagrody Grand Press Digital. Ty, chłopak, który pisze zmyślone niusy. To samo w sobie nadaje się na notkę do ASZdziennika.

Nie jestem już chłopakiem. Mam 35 lat. Nie przeceniałbym politycznego wpływu ASZdziennika. Gdyby istniał, biorąc pod uwagę liczbę tekstów, rząd PiS upadłby jeszcze przed zaprzysiężeniem.

fot. z arxhiwum rozmówcy
fot. z arxhiwum rozmówcy

Od 2011 roku sam prowadzisz ASZdziennik, dopiero dwa tygodnie temu wsparłeś się kolejną parą rąk do pisania. Wcześniej pisałeś wszystko sam, ale też sam kształtowałeś linię, sam sobie wyznaczałeś granice. Cała odpowiedzialność była na twojej głowie…

…ale też cały internet za mną. Czasy są takie, że ktokolwiek zwróci „internaucie” publicznie uwagę z powodu żartu, od razu jesteś na wygranej pozycji. Każdy rodzaj usztywnionej reakcji wypala w twarz oburzonemu. Internet ZAWSZE staje po stronie krytykowanych przez świat spoza internetu. Każdy zaatakowany internauta jest od razu niewinny, więc działa to też czasami w przypadku ASZdziennika.

Wszystko przejdzie?

Wszystko, dopóki nie jest sucharem.

Co poczułeś w momencie ogłoszenia wyników wyborów?

Radość. Pomyślałem: super, będzie ciekawie, będzie o czym pisać. Nie pomyślałem: o kurczę, szkoda Polski, trzeba pisać listy protestacyjne do Brukseli. Dopiero potem zmieniłem zdjęcie profilowe na czarne.

Taka reakcja była rzadkością. W wieczór wyborczy z Facebooka wylewała się rozpacz i przerażenie. Przynajmniej pośród moich znajomych.

Stare media też zareagowały tak: o Boże! Co to będzie, już po nas! Przyjdą w nocy! Będą strzelać! Lud widły ostrzy! I tak dalej. Myślę, że nawet jeśli będzie u nas jakiś zamordyzm, to raczej taki buraczany. Teraz się sadzą na Trybunał Konstytucyjny, a tak naprawdę za dużo im to nie da, bo ci sędziowie – nawet jeśli oni ich wybiorą – prędzej czy później pokażą im faka, bo prawnicy mają w głowie prawo, kodeks i dobro swojej korporacji, to nimi się kierują.

Myślisz, że nie odwdzięczą się?

Może na początku, ale to jest korporacja sędziowska, która z natury ma poczucie wyższości i odrębności, więc prędzej czy później wypnie się na swoich mocodawców. Jestem profesorem prawa i jakiś tam Brudziński będzie mi mówił, co mam robić? No daj spokój. Prawnik kieruje się wykładnią prawa, komentarzami swoich kolegów. Ale oczywiście PiS chce być jak Orban i odzyskać sądy. Tak samo będzie z telewizją. Jak ją przejmą, to już nie będzie syf? Nic im to nie pomoże, a wręcz odwrotnie.

Czy po wyborach zaobserwowałeś jakąś zmianę w oczekiwaniach odbiorów ASZdziennika?

Bardzo usztywnili się fani PiS. Piszą: „No kiedyś to było śmiesznie, a teraz widać ból dupy, widać, że was boli, nadchodzi wasz koniec, kiedyś ASZdziennik był śmieszny, a teraz nie, bo śmiejecie się z PiS”.

Michał Figurski opowiedział mi, jak wyglądało spięcie tyłka podczas poprzednich rządów PiS. Pracował wówczas w Antyradiu i codziennie rano wkręcał telefonicznie jakąś ofiarę. Dostał zaproszenie do rodzinnego wydania Szansy na Sukces. Miał z córką wykonać przebój pt. „Kaczka dziwaczka”, jednak kilka dni przed nagraniem zadzwonił wydawca, który orzekł, że może lepiej by zaśpiewali „Jadą, jadą misie”.

Czasami to jest w głowach. Pewnie by się nic nie stało, gdyby zaśpiewali „Kaczkę dziwaczkę”, ale wydawca sam się przestraszył.

Właśnie o to chodzi. O to, co nienazwane. Jak objawia się pisowski hejt przeciwko Tobie?

Bardziej nazwałbym go niepokornym. Repertuar chwytów hejterów jest ograniczony. Wklejanie maści na ból tyłka. Pisanie: zaraz was dopadniemy, w sensie: stracicie kasę, już nie jesteście śmieszni, bo się śmiejecie z nas. Zarzucają: dlaczego nie śmialiście się z tamtych? Na szczęście mam dziesiątki linków, które temu przeczą. Wklejam i dyskusja się urywa.

Kto jest odbiorcą Asz Dziennika?

Wielkomiejski czytelnik. Dorosły albo student, bardzo mało gimbazy. Więcej facetów – 65 proc., bardzo dobrze wykształceni. Do wyborów było dużo prawicy, bo wszyscy wspólnie śmialiśmy się z Platformy. Tylko, że ja śmiałem się z władzy, a oni z PO.

Czy któryś z Twoich zmyślonych tekstów zmienił rzeczywistość?

Nie. Choć ASZdziennik wszedł do świadomości polityków. Nawet Mariusz Błaszczak, gdy jeszcze był w opozycji i lubił śmiać się z władzy, użył w dyskusji telewizyjnej powiedzonka, że „te dane to chyba z ASZdziennika”. Oczywiście chciałbym, by moja praca zmieniała świat, ale zadowalam się wysoką klikalnością. Tym, że jakoś mogę przemycić swoje poglądy i walczyć z tępakami, bez względu na to, jaką partię reprezentują.

Dostałeś kiedyś sprostowanie? Czy zdarza się, że ktoś śmiertelnie poważnie potraktuje Twój tekst?

Raz przyszło coś na kształt sprostowania. Od Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Napisałem, że KRRiT z troski o psychikę nieletnich zabroniła emisji spotów wyborczych Karola Karskiego i Michała Boniego przed godziną 23.00. Podczas, gdy Boni w swoim klipie wyłaniał się z krzaków pod hasło: „Nie mów nie Boniemu, bo nie”, Karski promował się pod rytmy disco polo z refrenem „Wybierz, wybierz Karskiego”. KRRiT przysłał poważne, długie pismo, że to jest pomówienie, nienawistna krytyka. Domagali się usunięcia. Ale oczywiście zrobiliśmy z tego halo i byłem „skrzywdzonym internautą”.

Jedno sprostowanie na 4 lata istnienia jest chyba dobrym wynikiem. Dobrze świadczy o kondycji polskiego humoru.

Kilka razy się zdarzyło, że ktoś wziął na poważnie tekst. Obruszył się Open’er Festival, gdy przerobiłem ich plakaty na polityczne. Nazwy zespołów zostały zastąpione nazwami partii i nazwiskami polityków. To nie był za dobry żart, ale oni się sprzeciwili. Sieć od razu uznała, że ja mam rację, że jestem biedny i że to był najlepszy żart na świecie, którego trzeba bronić. Ale rzadko zdarza się takie obruszenie. Teraz marki i instytucje reagują dość pozytywnie. Nauczyli się już, że trzeba przynajmniej udawać, że ich to śmieszy, bo „tak trzeba w Internecie”.

Wychowałeś ich sobie.

Gdy napisałem o fikcyjnym kierunku studiów, który miał się nazywać „Jeszcze nie wiem”, to Uniwersytet Warszawski  napisał, że na tym kierunku  nie ma już miejsc, ale zapraszają na inne. Gdy opublikowałem tekst o Festiwalu Chopinowskim, odezwało się Ministerstwo Kultury, gdy o Unii Europejskiej – Komisja Europejska. Przybiliśmy na Facebooku piątki i poszliśmy dalej, każdy z przekonaniem jaki jest dowcipny.

Twoja praca jest papierkiem lakmusowym rodzimego poczucia humoru. Z jakich tematów nie należy się śmiać? Z dużą krytyką spotkały się żarty pisma „Charlie Hebdo” po wypadku rosyjskiego samolotu lecącego z Egiptu. Czy polski internauta uśmiałby się z ich rysunków?

Humor „Charlie Hebdo” to nie moja poetyka. Uważam, że są głupi. Gdyby w polskim internecie pokazały się takie żarty, jak ich, to ludzie by to wyśmiali i uznali za niezbyt smaczne suchary.

Tam się to sprzedaje.

Wydaje się, że tam jest inna tradycja humoru, skoro sprzedawało się przed zamachami. Są trochę jak polskie Nie. Kiedyś, gdy istniało ryzyko zrobienia z Polski państwa wyznaniowego, to być może taki mocniejszy humor, walący między oczy, był potrzebny. Teraz rysunki „NIE” księdza uprawiającego seks z kozą i podobnie dosłowne są siermiężne i „mnie nie śmieszą”.

Czy są świętości, z których internet się nie śmieje? Co nas nie bawi?

Nie pojawił się żart o Charlie Sheenie i HIV. Odpadają rzeczy związane z tragedią osobistą, lub fizyczną. Źle bym się czuł z publikowaniem takich treści, no i nie klikałoby się.

Klikalność – współczesna wykładnia jakości. Co się klika? Masz listę top tematów? Beka z Pis?

Klika się od niedawna. Ruszyło się wraz z ułaskawieniem Mariusza Kamińskiego. Dużo jest pomysłów z nimi związanych, bo dużo się dzieje. Ale mam dni, gdy mówię, dobra już dosyć tej polityki, tylko 3 teksty na start, później zajmujemy się czymś innym.

Kościół?

Mniej, ale spodziewam się, że nowa władza zacznie spłacać dług zaciągnięty u hierarchów i Episkopatu i rzeczywistość da nam pożywkę. Wbrew pozorom blogerzy się bardzo dobrze klikają, właściwie satyra na blogerów

Satyra na Kasię Tusk?

Nieważne kto jest blogerem, internauta uważa – i zła część mnie – że część blogerów jest hochsztaplerami własnego sukcesu. Są oczywiście super blogi, ale ich jest mniejszość. Powszechne mniemanie o blogerach to obraz…

…megalomanów i leserów.

Tak, tak. Blogerki modowe dorzuciły do tego pieca.

Czy są grupy, które cieszą się dystansem do siebie?

Grupą, która ma dystans do siebie są studenci. Śmieją się sami z siebie. Często jest tak, że wrzucam jakiś tekst i ktoś pisze: to o mnie i oznacza kilka osób. Nie jest tak, że tylko śmieję się z internautami z innych. Często śmiejemy się ze swoich własnych nerwic i bolączek.

Zaliczyłeś jakieś wtopy?

Wycofałem dwa teksty. Jeden o Wardędze, że się poróżnił z psem. Nie był to hardcorowy tekst, był po prostu nieudany. Zobaczyłem, że się nie klika. W pół godziny 30 lajków, to był dramat, Wycofałem ze wstydu. Drugi to był, jak się przejąłem, że umarł Steve Jobs. Nie wiedziałem, że choruje i kilka miesięcy wcześniej napisałem tekst, że wymieniają go na lepszy model. Ze na rynku będzie nowy Steve Jobs, bo stary już się zużył. To było śmieszne póki nie wiedziałem, że chorował.

Przed naszym spotkaniem wyobrażałam sobie ciebie jako chłopaka w długich tłustych włosach, przyklejonego do komputera i z pasztetem w ręku. Okazuje się, że masz rodzinę, a ASZdziennik jest Twoim źródłem utrzymania. Pracujesz w nim jak w fabryce.

Tak. Mam 35 lat i to jest już ten czas, kiedy w życiu powinno mi coś wychodzić, bo za 5 lat będzie za późno. Tak przynajmniej piszą w magazynach. Nie da się robić takich rzeczy z doskoku. ASZdziennik jest jak Związek Radziecki w II Wojnie Światowej. Może Niemcy mieli nowocześniejsze czołgi, ale Związek Radziecki miał ich sto razy więcej i dzięki temu wygrali. Musimy być regularni i ukazywać się często, a to osiągnie się pracując jak w fabryce śrubek. Spędzam 8 godzin dziennie na pracy nad ASZdziennikiem. Tu pewnym wzorem jest Kasia Tusk, która wstaje o 5.00 rano, bo wtedy ma najlepsze światło.

Czy telewizja publiczna – ze swoją nową misyjnością i pod rządami Pis przetrwa?

Do wczoraj miałbym inną odpowiedź, ale dziś powiem, że oczywiście, że co by się nie działo, przetrwa.

Co się wydarzyło wczoraj?

Dowiedziałem się, że najczęściej oglądanym programem na internetowej platformie telewizyjnej player.pl jest „Na Wspólnej”. Więc nawet jeśli telewizja nie będzie nadawana tak jak teraz w telewizorze, to te szmirowate rzeczy przetrwają, a wraz z nimi samo medium.

Może misja, która winna być domeną Telewizji publicznej przejdzie do internetu? Masz poczucie misji?

Wobec siebie samego. Ktoś mnie drukuje, mam coś do powiedzenia i to się ukazuje. To jest moja główna misja. Czyli mieć gdzie pisać, to co chcę pisać.

Rozmawiała Malina Błańska

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. O, a już się bałem, że Malinka porzuciła dziennikarstwo i gdzieś tam została kurą domową…

  2. Jak „Nie pojawił się żart o Charlie Sheenie i HIV”?! Chyba że w polskim internecie, ale jak by brać polski internet za wyznacznik internetu w ogóle to… jezujezu (nieczyt.)

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Bałkańsko-weimarska telenowela geopolityczna

Serial w reżyserii Berlina i Paryża, producent: Waszyngton, sponsor, żyrant i ubezpieczyci…