“W sumie już to wiedzieliśmy, tylko zastanawialiśmy się ile jeszcze trzeba czekać!”, “Ale przyznajcie się, że mieliście ten post w roboczych “, “Nudne to, każdy wiedział” – komentarze utrzymane w tym tonie dominowały wśród reakcji na coming out Andrzeja Piasecznego. O samym coming oucie pierwsze powiadomiły media gejowskie, które wzięły Piaska w taką obronę, o jakiej sami geje mogliby marzyć ze strony piosenkarza. O przedstawicielach pozostałych literek w skrócie LGBTQ nawet nie wspominam.

Jeden z najbardziej rozpoznawalnych gejowskich dziennikarzy w Polsce, Piotr Grabarczyk znany jako Grabari, obwieścił, że “oto w Polsce zakończył się heteroseksualizm”, parafrazując słynne zdanie Szczepkowskiej. Piaskowi z podobnym entuzjazmem gratulował inny nieheteroseksualny celebryta – Michał Piróg. Replika czy Grupa Stonewall tłumaczyły, dlaczego coming out zawsze, niezależnie od okoliczności powinien być traktowany jako wyraz odwagi i gest jednoznacznie postępowy.

Tyle, że to nieprawda i byłbym hipokrytą, dołączając do tych głosów.

Zaledwie dzień przed wyoutowaniem się Piaska, zastanawiałem się na głos w rozmowie z moim chłopakiem: “Ma już 50 lat, mógłby wreszcie to zrobić”. Tymczasem ze strony Piaska nie padła nawet deklaracja o “byciu gejem” wprost. Piaseczny o swojej orientacji wciąż mówi okrągłymi zdaniami. Gdzie ta odwaga?!

Nie rozumiem też, dlaczego mielibyśmy pomijać kontekst finansowy, który dobrze tłumaczy, dlaczego na ten najbardziej przewidywalny i nieprzewidywalny zarazem coming out opinia publiczna czekała ćwierć wieku. Coming out połowiczny nastąpił parę miesięcy wcześniej, gdy Piasek na swoich urodzinach wznosił toast za “jebanie PiS-u i Konfederacji”, ubrany w koszulkę z tęczowym sercem. Nagranie z imprezy wyciekło i Piasek musiał pożegnać się z dobrze płatną pracą w TVP. Teraz nagrał płytę.

Czy mógł być lepszy z komercyjnego punktu widzenia moment na coming out?

Kilka lat temu Piasek sprzedawał akurat coś innego. – W czasach, w których wszyscy chcemy wymachiwać różnymi flagami i pokazywać, że jesteśmy z czegoś dumni, organizując uliczne parady, to ja ogłaszam wszem i wobec, że jestem dumny z tego, że wierzę w Boga – oznajmił cztery lata temu. Wtedy również – o ironio – promował nowy singiel, zatytułowany “God Pride”. Nawiązanie do ruchu Gay Pride było oczywiste. Piasek śpiewał do dumie z wiary, którą postawił w opozycji do bycia gejem. Prawicowa prasa radowała się: Piasek rozwścieczył gejów! Tak się składa, że mieli rację, bo nic nas tak nie wk*wia, jak kryptogeje, robiący nam jako społeczności, pod górkę, korzystając na tym, póki mogą.

I kimś takim jest Piasek.

Czy pojawiła się z jego strony jakakolwiek autorefleksja? Może przeprosiny? W żadnym wypadku. Jest wręcz odwrotnie. Pytany o cytowaną wyżej wypowiedź przez Monikę Olejnik, odpowiedział, że chodziło mu o rewolucjonistów. To oni mu się nie podobają. Przyznał tylko, że nie wszystko, co do tej pory mówił, było mądre.

Mnie to nie wystarczy. Mam nadzieję, że innym osobom LGBT też nie. Bo kiedy my się narażaliśmy na kolejne represje, Piasek dbał o kolejne kontrakty, tak jak teraz dba o promocję singla, który – jak zapowiada w tej samej rozmowie z Olejnik – ukaże się w miesiącu dumy, w czerwcu. I wtedy ma też zacząć mówić więcej na temat swojej orientacji. Mamy akcję marketingową i nic więcej.

Zresztą kolejne wywiady, łącznie z ostatnim, u Olejnik, dają nam do zrozumienia, że nie jest to ruch w stronę osób LGBT, czy nawet wewnętrzna przemiana. My, protestujący, upominający się o swoje prawa, wciąż jesteśmy tymi złymi rewolucjonistami, mamy “ekstremalne opinie”, a Piasek ubolewa nad tym, że “ludzie wciąż postrzegają nas przez pryzmat kolorowych ptaków, których się najładniej pokazuje w telewizji”. Zaraz, zaraz, przecież tak samo odklejonym od ludu, kolorowym i przegiętym ptakiem, cukierkową personą grającą kiczowatą muzykę był zawsze Andrzej Piaseczny. Tyle tylko, że nie był wyoutowany.

Dalej jest jeszcze gorzej. Piasek zauważa, że “80 proc. tego kraju to są małe miasteczka I wioski”, w których “dzieciaki boją się mówić o tym (homoseksualizmie) mówić”, ale stwierdza, że winne agresji wobec osób LGBT są “kolorowe pisma z kolorowymi ptakami na okładce”. Jedyne, co go ratuje w tym wywiadzie, to słowo “troszkę”. Uff, przynajmniej tym razem nie ponosimy całej winy za wpierdol, jaki dostają nastolatkowie. Bo przecież o Kościele się nie zająknie. Woli zarzucić Olejnik, jakoby “wykorzystywała w swoich programach takich ludzi, bo to się ładnie ogląda”. Strach pomyśleć, kogo miał na myśli. Pewnie mężczyzn, którzy wyoutowali się kilkanaście, lub jak Robert Biedroń, kilkadziesiąt lat temu. Takich, którzy nie zrobili tego koniunkturalnie, na potrzeby promocji. Nie po wyrzuceniu z pracy w telewizji szczującej na ich własną społeczność. Zrobili to, bo czuli, że muszą, że chcą żyć pełnią życia już w tamtej chwili. Byli “rewolucjonistami”, “krzykaczami” o “ekstremalnych opiniach”.

To była odwaga i postępowy gest. Coming out Piaska taki nie jest. To zwykłe spijanie śmietanki z naszej walki.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Nie jest i nie ma być! Oficjalne przyznanie się do swojej orientacji jest przede wszystkim wolnościowe i ma być krokiem w stronę bycia sobą a nie „postępu”.

  2. Cieszę się z tego komentarza. Mniej więcej tak samo komentowałem na queer.pl, przebijając się przez wrzask prawackich troli i klakierów neoliberalizmu.

  3. „Mamy akcję marketingową i nic więcej.” jakże trafne spostrzeżenie! Kiedy wreszcie OSOBY lgbt zrozumieją że RUCH lgbt to jedna wielka akcja marketingowo-polityczna? Pytam jako również osoba lgbt.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…