O najnowszych zwolnieniach na Poczcie Polskiej i kulturze zarządzania firmą w dobie pandemii Portal Strajk rozmawia z Piotrem Moniuszką, liderem Wolnego Związku Zawodowego Pracowników Poczty, należącego do Związkowej Alternatywy.
Od początku roku na swoim profilu facebookowym informujesz o kolejnych zwolnieniach w firmie, w tym osób chorych. Skąd ta fala wypowiedzeń? Poczta nie potrzebuje pracowników?
Pierwsza informacja o redukcji zatrudnienia, w tym o zwolnieniach grupowych, pojawiła się już pod koniec ubiegłego roku. Z chwilą, gdy ogłoszono wprowadzenie w Poczcie Polskiej S.A. programu dobrowolnych odejść (PDO) pojawił się również komunikat pracodawcy o planowanych później zwolnieniach grupowych. Trudno jest mi jednak jednoznacznie powiedzieć, skąd nagle potrzeba znacznego zredukowania zatrudnienia. W dużej mierze wpływ na to ma fatalne zarządzanie spółką i setki złych decyzji. Sam PDO, który kosztował ponad 176 mln zł, uważam za jedną z nich.
Dlaczego?
Bo Poczta jest po prostu w trudnej sytuacji finansowej. Jeszcze w 2019 r. ówczesny zarząd spółki przyjął na rok 2020 plan zwolnień grupowych na 17 tys. etatów. A PDO pierwotnie był skierowany do szeroko rozumianej administracji. Jednak gdy okazało się, że zainteresowanie skorzystania z tego programu przez tę grupę pracowników jest niewielkie, rozszerzono go na wszystkich. Pracownik zainteresowany odejściem w ramach programu mógł liczyć na 9-krotność swojego wynagrodzenia w ramach odszkodowania. Oczywiście, że dla pracowników eksploatacji z bardzo niskimi wynagrodzeniami nie były to wielkie kwoty, bo około 30 tysięcy zł. Większe pieniądze dostała administracja. W niektórych przypadkach były to kwoty przekraczające dużo ponad 100 tys. zł.
Pracownicy, biorąc pod uwagę, że sytuacja na rynku pracy robi się nieciekawa, niechętnie zgłaszali się do tego programu. Odeszli głównie ci, którzy mieli już przyznane świadczenia emerytalne lub za chwilę mogli je nabyć. Łącznie z PDO skorzystało, jak pamiętam, około 2700 osób. Tyle, że na początku roku kierownictwo spółki określiło wielkość zatrudnienia na rok 2021. W porównaniu do roku poprzedniego jasno wynikało, że ma być ono zredukowane o ponad 7 tys. Pozostaje zatem jeszcze do zlikwidowania ponad 4300 etatów…
I wtedy pojawił się pomysł, żeby wyrzucać chorych pracowników?
Tak to wygląda. Bo nawet jeśli dalsze dwa tysiące etatów zniknie po zwolnieniach grupowych, a pewna część umów na czas określony nie będzie przedłużona, to nie wystarczy. Więc ktoś z kierownictwa spółki musiał wpaść na pomysł, by wykorzystać art.53 kodeksu pracy i zwalniać z dnia na dzień pracowników, którzy długo chorują. Tyle tylko, że część tych ludzi choruje bardzo ciężko.
Jesteś w stanie im pomagać?
Dla wielu pracowników, co sami podkreślają, rozmowa, możliwość poruszenia swoich spraw już dużo znaczy. Wiem jednak, że rozmowa to jedno, ale sprawy trzeba załatwiać. Staram się pomagać i tym, którzy do mnie przyjdą, i tym, o problemach których dowiaduję się gdzieś mimochodem. Tak też było i ostatnio – o zwolnieniu w trybie art. 53 kp kobiety chorej na nowotwór dowiedziałem się przypadkowo. Udało mi się z nią skontaktować i pomóc jej. Wręczone wypowiedzenie zostało tej pani wycofane.
Z jakimi jeszcze sprawami ludzie do Ciebie przychodzą?
Z tym przychodzeniem to raczej jest krucho. Niemal każdego dnia mam za to kilkanaście telefonów, SMS-ów, maili, pytań na komunikatorach społecznościowych. A wszędzie jeden temat przewodni: obawa o utratę miejsca pracy. Rzadziej – bieżące problemy w pracy, braki kadrowe, obawa przed zakażeniem koronawirusem.
Sprawą zwolnień za chorobowe zainteresowały się posłanki Lewicy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk i Marcelina Zawisza. Jak oceniasz ich pomoc?
Zgadza się – obie posłanki skontaktowały się ze mną jakiś czas temu i zaoferowały swoją pomoc w trudnej dla pracowników sytuacji. Kilka dni temu wraz z koleżanką z Zarządu związku spotkaliśmy się, by szerzej omówić i przedstawić sytuację . Jeszcze przed spotkaniem posłanki wystosowały kilka interwencji poselskich do kierownictwa Poczty Polskiej S.A. w zakresie głównie zwolnień w trybie art.53 kp. Podczas spotkania przedstawiłem im sytuację kolejnej pracownicy, która do mnie się zgłosiła. Ta pani w ubiegłym roku uległa wypadkowi w pracy i właśnie wskutek długiej nieobecności w pracy spowodowanej doznanym urazem została akurat też z nią rozwiązana umowa o pracę. Mogę tylko pochwalić reakcję posłanek: przygotowały dla tej zwolnionej pracownicy pozew do sądu oraz zapewniły jej pełną pomoc prawną. Przekazały jej kontakt do prawnika, który poprowadzi sprawę całkowicie za darmo.
A czy z poziomu Sejmu, interwencji poselskiej, można zmienić kulturę zarządzania Pocztą Polską? Nie tylko interweniować w konkretnych przypadkach, ale zapewnić wszystkim pracownikom bezpieczniejsze środowisko?
Nie wiem, czy jest w ogóle możliwe, by ktokolwiek zmusił kierownictwo spółki do zastanowienia się, w jakim stylu zarządza firmą. Łączę pewne nadzieje ze zmianami prawnymi o jeszcze innym charakterze – jak zostaliśmy poinformowani podczas naszego spotkania z posłankami, został już złożony projekt ustawy, który zakłada zawieszenie stosowania przez pracodawców możliwości stosowania art.53 kp w czasie trwania pandemii koronawirusa. To byłaby naprawdę wspaniała rzecz. Pytanie tylko, czy projekt w ogóle trafi pod głosowanie.
Mam nadzieję, że przy wsparciu posłanek Lewicy będę mógł pomóc jeszcze większej grupie pracowników niż dotychczas. Chciałbym też podziękować za zaangażowanie się, zresztą nie po raz pierwszy w sprawy i problemy pracowników Poczty Polskiej, Piotrowi Ikonowiczowi, z którym również się spotkaliśmy. Dobrze mieć wsparcie kogoś, kto staje od wielu lat po stronie słabszych, kto dość skutecznie pomaga innym. Wiele rad, które usłyszeliśmy od Agnieszki Dziemianowicz-Bąk, Marceliny Zawiszy oraz Piotra Ikonowicza z pewnością w dalszej mojej, jak i WZZPP działalności się bardzo przyda.
Rozmawiał Wojciech Łobodziński.