Można by powiedzieć, że kto się lubi, ten się czubi, jednak obserwując dyskusje z lewej strony debaty politycznej, łatwo zauważyć, że przekracza ona znacznie przyjacielskie przepychanki. Wystarczy wejść na polskiego leftbooka, by zobaczyć, że lewicy najbardziej nie lubi… lewica.
Nie tylko towarzysz Czarzasty potrafi grać w szachy. Niektórych technik eliminacji przeciwników mógłby uczyć się od młodych. Zostawmy jednak atmosferę i afery w młodzieżówkach to inny szeroki temat. Idźmy tam, gdzie ma duże szanse trafić człowiek, który dopiero poszukuje czy utwierdza się w lewicowych poglądach.
Polski leftbook, z lewicowego safe space’u (o ile kiedykolwiek nim był), stał się platformą do wylewania swoich frustracji. Każda naiwna dusza licząca na dowiedzenie się więcej o jakiejś okołolewicowej kwestii czy uzyskanie odpowiedzi na nurtujące tematy, solidnie się zawiedzie. Jeśli nie zostanie odstraszona samą toksyczną i prześmiewczą atmosferą po lekturze komentarzy bądź ośmieleniu się zapytania o coś, co każdy godny tytuły lewicowca już dawno powinien wiedzieć, skazana będzie na żmudne poszukiwania przedstawionego w przystępny sposób kontentu. Taki oczywiście istnieje, jednak odnalezienie swojego Wergiliusza po wszystkich kręgach piekielnych leftawki jest coraz trudniejsze. Jeżeli ktokolwiek chce przekonać się do aktywizmu czy działalności społeczno-politycznej, to stanowczo odradzam zagłębianie się w leftbookowe hejty i wytykanie palcami. Szkoda, bo wielu bywalcom grup nierzadko można pogratulować im wiedzy z zakresu historii, politologii, ekonomii czy socjologii. Niestety tylko niewielki procent chce ten potencjał zastosować w praktyce.
Łatwo wyróżnić kilka modelowych typów użytkowników leftawki. Pierwszy – kozioł ofiarny. Są to najczęściej klasyczni idpolowcy typu Wiosna, ale zdarzają się również umiarkowane socdemki, których jeszcze nie zraziły wielokrotne chamskie przytyki bardziej radykalnych kolegów. Po krótkim czasie stają się mistrzami olimpijskimi w otrzymaniu rekordowej ilości reakcji „haha”. Teoretycznie, można by te osoby usunąć z grupy, skoro karta lewaka została już im odebrana niezliczoną ilość razy, ale się tego nie robi, bo tak jest śmieszniej.
Polski leftbook ma również swoje gwiazdy. To osoby znane w owej przestrzeni ze względu na aktywizm, działalność polityczną, czasem ze względu posiadania na Instagramie konta o lewicowej tematyce. Celebryci cieszą się względnym szacunkiem, choć, jak to w showbiznesie bywa, znajdzie się również zaciekłe grono ich przeciwników. Ale moją absolutnie ulubioną grupę stanowią radykałowie, dzielący się na radykalnych anarchistów i radykalnych komunistów. Jeżeli napotkacie użytkownika, który pod większością postów będzie bezkrytycznie chwalił politykę Stalina bądź Mao, to bardzo możliwe, że trafiliście na ten drugi typ. Upewnicie się o tym, jeśli tam sama osoba regularnie wjeżdża na mniej ekstremistycznych w swoich poglądach użytkowników. W astronomicznym skrócie – im bardziej kontrowersyjnie, tym lepiej.
Bonus – komentarze tego typu bardzo często lądują na wdzięcznym fanpage’u pod nazwą „Komentarze z polskiego leftbooka obok zdjęć rewolucjonistów”. Serdecznie gratuluję adminowi tej stronki, jeżeli to czyta.
Mamy oczywiście też przeważającą szarą masę, która sporadycznie coś skomentuje, bądź opublikuje. Na nich jednak czeka szereg pułapek. Nazwanie libkiem grozi zasadniczo zawsze, jeśli minimalnie odchylasz się w jakąkolwiek stronę od idealnego zestawu poglądów. Raz na jakiś czas rzucony zostaje gorący temat (wcześniej Stop Bzdurom, ostatnio sexwork i Unia Europejska) i wtedy karnawał pod jednym postem trwać może dobry tydzień.
Ten lewicowy Masterchef, w którym uczestnicy starają się uniknąć odebrania czerwonego fartucha jest zasadniczo zabawny do momentu, w którym zdamy sobie sprawę, że tak właśnie wygląda lewicowa debata w Polsce. A hejt, który się tam leje strumieniami, jest całkiem na serio. Z jednej strony to całkiem zrozumiałe, że ukształtowała się w Internecie platforma do rozmów na okołolewicowe tematy, z drugiej finalnie wyglądamy trochę jak stado małp obrzucających się resztkami jedzenia w zoo. Naprawdę nie mogłoby być inaczej?
Śmiem twierdzić, że mogłoby. Nieco lżejszą wersją leftawki niespodziewanie stała się Chlebtuba – fejsbukowa grupa utożsamiającej się z lewicowymi poglądami Kasi Babis, ilustratorki i youtuberki. Fakt, że tematy poruszane na owej grupie są raczej obyczajowe, niż polityczno-ekonomiczne. Niemniej atmosfera jest zdecydowanie bardziej przyjazna, a hejterzy i autorzy niewybrednych komentarzy, częściej i prędzej uciszani. Na pewno jest to lepsze miejsce do przedyskutowania czegoś w luźnej atmosferze lub zadania pytania – bez obaw o bycie wyśmianym. Na Chlebtubie zresztą znajdzie się parę aktywistów czy innych autorytetów z lewej strony, np. Maja Heban. Leftawka z tabunem przekrzykujących się dzieci każdą poważniejszą osobę raczej odstraszy, bądź zirytuje. Oczywiście, przed wejściem na grupę Kasi Babis nikt o certyfikat lewaka nie prosi. Prosi się o kulturę wypowiedzi i tolerancję.
W swojej książce „Lewicę racz nam zwrócić, Panie” Rafał Woś wielokrotnie wspomina o ekskluzywnym przywileju, jakim jest nazwanie się, z czystym sercem, lewicowcem. Łatwo jest zostać wykopanym z lewicowego namiotu, jeżeli jakiś punkt naszego politycznego oglądu nie zgadza się z tym, czego enklawa wymaga. Nie ma co się dziwić, że jesteśmy tak mali i tak słabi, skoro dopuszczamy do siebie tak niewielkie grono osób, które chciałoby się chociażby nami zainteresować. Wosia można nie lubić, ale w tej kwestii trudno nie przyznać mu racji. Atmosfera na największej lewicowej fejsbukowej grupce i w młodzieżowych partiach jest tego najlepszym dowodem – po prostu troszkę nie potrafimy się zachować. A nasza pycha i dążenia do bycia ostatnią ostoją czerwonego sztandaru przysłania nam ogrom roboty i sprawy, za które moglibyśmy się wziąć, zanim zrobi to za nas prawica.
A prawaki co? Poklepią się po pleckach, napiją wódeczki, pokurwią na podatki i obejrzą razem meczyk. Złudne jest myślenie, że prawica jest bardziej jednorodna – prawicowy worek jest na tyle pojemny, że zmieści się w nim i zatwardziały konserwatysta, i mętny wolnorynkowiec. A „złote prawicowe dzieciaki” może nie są aż tak otwarte na inność typu transpłciowych kolegów czy koleżanek w czapkach z logo Antify, ale są nieco bardziej otwarci na siebie nawzajem.
Tego ostatniego leftawkowicze i aspirujący lewicowy politycy nie są w stanie na dzień dzisiejszy osiągnąć.
Zapomnieć o ZSRR
Wczoraj minęła 33 rocznica jednego z najbardziej nieznanych historycznych zdarzeń najnowsz…